avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Szklarska Poręba – Szrenica 1362 m n.p.m. i Harrachov

Piątek, 23 lipca 2010 • dodano: 24.07.2010 | Komentarze 9

Gdyby kózka nie skakała, to by dalej po górach brykała.
Ale może od początku…

Po trzech dniach kręcenia wczoraj wypadało trochę odpocząć, albo przynajmniej zmienić trochę charakter pracy mięśniowej. Świetnym sposobem na to okazało się piesze wyjście w górki. Na Szrenicę planowaliśmy wjechać rowerem, ale że jest to teren Karkonoskiego Parku Narodowego trzeba było najpierw zobaczyć jak sprawa wygląda na górze i czy w ogóle warto się tam pchać.

Na szczyt wjechaliśmy, jak prawdziwi niedzielni turyści – kolejką.
Szumna nazwa SkiArena, ale pozwolę sobie nie skomentować jakości samego wyciągu, obsługi i CENY jaką zażądali za wjazd na górę.
Sam szczyt i schronisko godne polecenia, niestety mimo niemal idealnej pogody widoczność dzisiaj to tylko 50 km. Cykamy kilka zdjęć i szutrową autostradą kierujemy się na Łabski Szczyt i Śnieżne Kotły.


Schronisko na Szrenicy/


Na Szrenicy z widokiem na Łabski Szczyt i Śnieżne Kotły.


STOP zakazom dla rowerzystów.


Na jednej z Trzech Świnek


Szrenica


Po drodze niestety pogoda zaczyna się psuć. Pojawiają się pierwsze chmurki i widać, że w Kotlinie Jeleniogórskiej szykuje się burza. Stacja przekaźnikową RTV na Śnieżnych Kotłach też interesująco wygląda na tle granatowych złowrogich chmur.
Wysokie szczyty blokują jednak chmury, które długo nie przekraczają niewidzialnej granicy.


Stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach.



Szybko docieramy do celu wędrówki, widok naprawdę zapiera dech w piersiach. Pionowe ściany skalne dochodzą do wysokości 200 metrów. Dwa polodowcowe kotły z bardzo dobrze zachowanymi formami glacjalnymi. Duże wrażenie potęguje burza gdzieś między Porębą a Jelenią Górą, którą mamy okazję obserwować i przede wszystkim słyszeć ;)






Trzeba jednak się zbierać, bo zmienia się wiatr i chmury zaczynają zagrażać i nam.
Modyfikujemy trasę - wracamy najpierw czerwonym w kierunku Szrenicy, by potem odbić na
żółty szlak prowadzący do Schroniska Pod Łabskim Szczytem.
W połowie drogi łapią nas pierwsze krople deszczu, który stopniowo przybiera na sile. Na szczęście przed główną nawałnicą docieramy do schroniska.

Długo czekamy na w miarę ludzkie warunki, aby zejść na dół do Szklarskiej, niestety turyści ciągle spływający do schroniska są dowodem na to, że wychodzić raczej nie ma sensu.
Jemy ruskie pierogi zapijając i paluszki z sezamem.

W końcu, gdy na chwilę deszcz maleje, dochodzimy do wniosku, że nie ma co, ale lepiej już nie będzie, i tak zmokniemy, więc wykorzystując chwilową poprawę aury ruszamy szybko w drogę. Idziemy najpierw zielonym, a potem żółtym szlakiem. Określenie szlak w tej sytuacji jest dość na wyrost. Idziemy korytem rzeki, która powstała na szlaku w wyniku niemałych opadów. Mimo to idzie się całkiem nieźle.

Niestety chwila nieuwagi, noga ujeżdża na kamieniu i wykręcam kostkę. Ból maksymalny, ale jakimś cudem po chwili udaje mi się pozbierać. Poza tym nie raz wywinęłam tak nogę i po jakimś czasie przecież przestawało boleć ;)
Na szczęście nie długo potem droga przekształca się w szeroki szutrowy dukt. Dzięki temu, już w miarę spokojnie docieramy do domu.
Udało nam się uniknąć przemoczenia, a góry po raz kolejny udowodniły, że są nieprzewidywalne. Nawet gdy rano zero chmur i 30 stopni na termometrze.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kostka, która teraz daje o sobie znać.
Artur wyrusza do Apteki. Wraca po chwili z maścią, bandażem i środkiem znieczulającym w postaci śliwkowego wina.
Niestety tylko ono okazuje się skuteczne.
Dziś rano już wiem, że o jeżdżeniu po górach mogę zapomnieć.
Na dodatek pada deszcz, co tym bardziej nie sprzyja urlopowemu kręceniu.

Postanawiamy więc udać się autem do Harrachova, który też był w planach rowerowych.
Spacerujemy pod skocznie i powoli dreptamy główną ulicą zaliczając sklepy sportowo-turystyczne. Będąc w Czechach nie odmawiamy też sobie smażonego sera z frytkami i zakupów w sklepie wolnocłowym :)





Wieczór postanawiamy spędzić w izbie przyjęć szpitala w Jeleniej Górze.
Po dwóch godzinach czekania na przyjęcie i rtg oraz fascynujących rozmowach z innymi „urazowiczami” okazuje się, że z kostką nie jest tak źle. Bardzo konkretny i sympatyczny lekaż postanawia nie wsadzać mnie do gipsu i radzi, abym robiła to, co potrafię najlepiej, czyli jeździła po górach, a piesze wycieczki pozostawiła innym.
Obiecuje przemyśleć sprawę, a w głowie krąży już myśl o przyszłotygodniowym maratonie w Głuszycy. Oj obym się zdążyła zregenerować ;)


Staw skokowy lewy.


Komentarze
MAMBA
| 13:25 piątek, 30 lipca 2010 | linkuj Dzięki Damian.
Wszystko byłoby dobrze gdybym nie musiała się wypinać, bo tylko to utrudnia jazdę :)
MAMBA
| 20:14 czwartek, 29 lipca 2010 | linkuj No bez gipsu to obeszło się, bo lekarz powiedział, że mi daruje na urlopie.
Ale kto wie, czy to dobrze.

Ciagle liczę na Głuszyce, ale jest ciężko.
mattik
| 19:04 czwartek, 29 lipca 2010 | linkuj Dobrze, że skręcenie na tyle łagodne, że obeszło się bez gipsu.. Ja w zimie w wyniku poślizgnięcia stłukłem sobie piętę, dziwna kontuzja ale 2 tygodnie o kulach.. na szczęście bez gipsu ;) Szybkiego wyzdrowienia życzę ;)
Marc
| 08:13 wtorek, 27 lipca 2010 | linkuj Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Byle się udało jeszcze trochę postartować w tym roku w maratonach.
P.S. Przeczytałem polecaną przez Ciebie książkę "Zerwany łańcuch" - faktycznie robi wrażenie.
wober
| 19:52 poniedziałek, 26 lipca 2010 | linkuj Nie zazdraszczam kostki ale i dobrze ze rowerem do Harrachova się nie bujnęliście. Szlakiem za Jakuszycami jedzie się miło do czasu sporych uskoków na których "leżałem". Teraz to co najmniej 2 tyg bez kręcenia :/
Noga poszarpana i spuchnięta......
mamba | 20:48 sobota, 24 lipca 2010 | linkuj Tony - jesli masz coś do przedszkolanek to już kiedyś pisałam abyś nie wpadał tu więcej. Widzę jenak, że coś cię we mnie fascynuje... bloga mam od roku a ty zdążyłeś juz go odwiedzić 2 tyś razy :O
Wino spisało się wybornie.
Tony | 20:11 sobota, 24 lipca 2010 | linkuj Wino na bank się spisało...bo pewnie słownika ortograficznego nie było już tak łatwo dostać... :D
Lekaż sam chyba zgubił gdzieś "r"....przedszkolanki hmm i kto uczy nasze dzieci :P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zejez
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]