avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
42.00 km 0.00 km t-żer
03:27 h 12.17 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Podjazdy:1467 m
Kalorie: kcal
Rower:

Eska Fujifilm Bike Maraton Ustroń

Sobota, 18 września 2010 • dodano: 19.09.2010 | Komentarze 9

Tak, macie rację.
Uprzedzę was wszystkich przed zarzutem, który niechybnie pojawi się w komentarzach.

ZDRADZIŁAM.

Niestety TO było silniejsze ode mnie.

Szlaki w okolicach Ustronia i piękna pogoda, którą zapowiadało meteo sprawiły, że postanowiłam sprowadzić, jak to jest w obozie przeciwnika.
Wystartowałam w Eska Fujifilm Bike Maraton w Ustroniu.

Na miejsce docieram tym razem teamowo.
Jedziemy na dwa auta.
W czerwonym „busie” Sufy wszyscy chrapią z wyjątkiem właściciela auta.
Następuje małe ożywienie, gdy docieramy do domu prezesa. Niestety Sufa na darmo liczył na ciepła kawę.

Gdy docieramy na stadion, gdzie odbywa się cała impreza, przypomina mi się ubiegłoroczny wyścig. Był to mój trzeci start w maratonie. Ciężki, ale z bananem na twarzy przejechany.
Ciekawe jak będzie tym razem - myślę.
Autami wjeżdżamy na sam stadion, teamowy namiot jednak nie zostaje rozłożony ;)

Godzina do startu upływa w spokoju. Nie denerwuje się, bo jestem tu raczej treningowo, aby przejechać trasę po znajomych ścieżkach.
Bez napinki ustawiam się w ostatnim sektorze. Lucyna mówi o korkach i pieszych wędrówkach, jakie pewnie nas czekają, ale ja jakoś się nie przejmuje. Jest weekend, świeci słońce, a na starcie gra Blur. Czego chcieć więcej :)

O jedenastej następuje start.
Dziwny, bo między startem poszczególnych sektorów następują krótkie przerwy.
Na pewno jest to plus, bo nie jest tak tłoczno, niestety petent z liczeniem czasu od momentu przekroczenia startu jest dość kontrowersyjny.

Po wyjeździe ze stadionu jedziemy asfaltem w kierunku Jaszowca, by tam już terenem wspiąć się na Orłową. Na asfaltowym początku małe zaskoczenie. Jadę spokojnie swoim tempem, a tu bez problemu łykam kolejnych zawodników. To miłe uczucie. Po wjeździe w teren mam pewne obawy co do swojej kondycji, ale jakoś daję rade i dalej udaje mi się mijać kolejnych zawodników. Co ciekawe, nie robią się żadne korki.
Niestety na Orłową nie wjeżdżam, wymiękam dokładnie pod tabliczką SCHRONISKO NA ORŁOWEJ.



Dalej już trochę łatwiej. Na Trzy Kopce trochę z górki i trochę pod. Tu dochodzę do dziewczyny z AZS AWF Katowice i innej z teamu bliżej nieokreślonego. To z nimi będę się roszadować do końca wyścigu. To też znak, że dotarłam do swojego miejsca w stawce. Teraz wyprzedzić kogoś będzie już trudno.

Z Trzech Kopców znana trasa na Smrekowiec i w kierunku Salmopola. Tu singiel, który podoba się chyba każdemu. I gdzieś dalej świetne techniczne kamieniste zjazdy. W jesnym miejscy wymiekam, ale to z powodu tylnego Crossmarka, który ślizga się na mokrych pokrytych błotem kamieniach.



Punktem kulminacyjnym jest oczywiście podjazd na Równice. Tu początek trochę z buta. Dochodzę do bufetu wrzucam żela i jestem pewna, że teraz zacznie się ta łagodniejsza część podjazdu. Moja pamięć płata jednak figla. Po na tym odcinku też kilka razy z roweru trzeba schodzić. Tu mija mnie też Jajonek z Twomarku – gigowiec. Dubluje mnie, ale słysząc jego sapanie wiem, że jego to też sporo kosztuje.
W końcu docieram do szczytu i wiem, że teraz to już tylko „puszczanie klamek”.
Zjazd dość wymagający, w jednym miejscu znane nam belki przebiegające przez drogę. Na jednej takiej zaliczyłam wywrotkę w Rabce. Tutaj bardzo dobrze oznakowane, każda zaznaczona czerwono-białą taśmą. Chuchając na zimne zatrzymuję się przed każdą i przechodzę z rowerem. To końcówka, a można sobie zrobić kuku.

Potem oczywiście miejsce, które zapamiętuje każdy maratończyk. Przez głowę przemyka myśl – o wreszcie maraton po którym rower nie jest urąbany błotem, a tu nagle szlak zamienia się w błotną rzekę. W tamtym roku zaliczyłam glebę w tym miejscu, jadę więc ostrożnie, a mimo tego mijam jeszcze kilka osób.

Po błotnej wisience na torcie pozostaje już tylko asfaltowa dwukilometrowa końcówka do mety. Wrzucam trójkę i cisnę ile Bozia dała. Przede mną pojawia się jakaś dziewczyna, dobrze „ciśnie”, ale postanawiam ją jeszcze łyknąć. I udaje się :)
Potem podczas spotkania przy makaronie dziewczyna stwierdza, że zabrakło jej przełożenia żeby mnie dogonić.

Po trzech godzinach i dwudziestu siedmiu minutach w siodełku docieram na metę.
Zadowolona i wymęczona.
Nie jest to specjalny czas, ale mimo słabej formy dałam radę.

Potem typowe czynności na mecie – makaron, mała toaleta, czyste ciuchy. Dochodzę do wniosku, że wypadałoby zobaczyć jakie miejsce wywalczyłam.
I tu dość spore zaskoczenie, bo przy nazwisku i kategorii K2 widnieje cyfra 5.
Czy to znaczy, że będę wychodzić na dekoracje? – myślę i lecę poprawić makijaż.

Okazuje się, że i owszem na podium staję dwa razy pierwszy raz za zdobyte piąte miejsce w kategorii wiekowej i drugi raz za pierwsze miejsce w drużynowej kategorii muszkieterów.
Nie wiem, o co chodzi w tej klasyfikacji, ale na podium stało się miło.




Potem jeszcze trochę rozmów ze znajomymi, szybkie pakowania i ziummmm do domu.
Niestety osiemdziesiąt kilometrów do domu to daleko :) zatrzymujemy się więc po drodze na znane szaszłyki. Mój ma smak łososia, frytek i surówki, ale te tradycyjne podobno dalej tak samo dobre :)

KONIEC KOŃCÓW:

Open: 214/327
K2: 5
Czas: 3:27:40
Kategoria Maratony



Komentarze
lemuriza1972
| 15:05 sobota, 2 października 2010 | linkuj ooo... nie wiedziałam, ze byłas w Ustroniu:)
Gratulacje.
Tak Grabek jest na pewno łatwiejszy, chociaż ja wielkiego porównania nie mam bo jechałam tylko Tarnów ( 3 razy) i Kraków ( raz).
Dynio
| 19:24 poniedziałek, 27 września 2010 | linkuj a te zajefajne szaszłyki to gdzie są ? tak .....z ciekawości pytam ;)
mrozin
| 11:26 czwartek, 23 września 2010 | linkuj czizes, że też nie natknąłem się na tego bloga wcześniej. Niezgłębione są zasoby BS:) pozdrawiam
MAMBA
| 13:59 środa, 22 września 2010 | linkuj Z zaufanych źródeł wiem, że cały cykl jest rzeczywiście łatwy.
Ustroń jest najtrudniejszy i powiedzałabym porównywalny na Golonkowych ścigów.
Zjazdy takie, jak w Rabce, tylko suche.
RafalCSC
| 11:56 środa, 22 września 2010 | linkuj Gratuluję... umiałabyś w skali trudności GG przyznać jakąś cyfrę temu maratonowi, często słyszę że są one o wiele łatwiejsze i tak z ciekawości chciał bym wiedzieć co o tym sądzisz, jak wyglądały zjazdy?
pawelm4
| 09:42 poniedziałek, 20 września 2010 | linkuj Gratuluje ukończenia, oraz tak dobrego wyniku. Trasa była bardzo męcząca, ostre podjazdy i brak możliwości odpoczynku na zjazdach, na których trzeba było cały czas stać na pedałach, aby bezpiecznie pokonać trasę.

Nie sądziłem, że rozpoznasz mnie i brata siedzących obok stadionu, i przepraszam, że nie zapytałem o wynik, ale chyba przez to przeziębienie nie mogłem się jeszcze skupić do końca :)
bikeoholic
| 02:39 poniedziałek, 20 września 2010 | linkuj Zdrada jest do wybaczenia, bo to był akurat najbardziej Golonkowy z maratonów Grabka ;)
Gratuluje miejsca, tym bardziej że w mocnym towarzystwie :)
JPbike
| 20:50 niedziela, 19 września 2010 | linkuj Gratki mamba !
Też na dekoracji byłaś i to 2 razy :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa emwog
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]