avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
46.00 km 0.00 km t-żer
03:25 h 13.46 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Podjazdy:1475 m
Kalorie: 2339 kcal
Rower:

Stronie Śląskie - brukowane drogi na styl staroniemiecki

Sobota, 7 lipca 2012 • dodano: 10.07.2012 | Komentarze 11

Kolejny weekend i kolejne ściganie.
Dobrze, że to koniec pierwszej części sezonu, bo chyba jednak potrzebuję chwili oddechu :)
Co prawda po Trophy już raczej organizm doszedł do siebie – co widać po stratach do koleżanek, ale generalnie chyba za dużo wyścigów zafundowałam sobie w tym pierwszym okresie.

A Stronie Śląskie na zakończenie miało być miłym i łatwym maratonem.
Same szuterki i 1500 przewyższenia wskazywało na miłą, łatwą i przyjemną sobotę :)

I prawie tak było. Gdyby nie liczyć pierwszego zapchanego podejścia i zakorkowanego zjazdu fajnymi kamiorami do Międzygórza, cała trasa to szerokie brukowane na stary niemiecki styl drogi.

Właściwie to nie ma o czym pisać. W piątek noga podawała, więc w sobotę w sektorze stanęłam z dobrym humorem, trochę obaw było co do warunków na trasie, ale jak się okazało piątkowa ulewa szutrom nie zagroziła w żadnym stopniu.

Asfaltowy początek w moim wykonaniu, jak zawsze słabo. Niby cisnę, ale wszyscy inni cisną mocniej. Z oczu szybko znika koszulka Marty i Moniki. Zostaje Ania z K3.
Wiem, że zaraz i tak trzeba będzie zejść z bika, bo wymyta droga w takim tłoku jest nie możliwa do pokonania na moim poziomie umiejętności.
Rozpoznaję to miejsce, bo wszyscy nagle na szybko redukują biegi, niestety i tak za późno już na to. Łup i z buta. Schodzę na spokojnie z roweru i zaczynam wypych, za placami głos – „Może pomóc? – taaa Paweł jak zwykle w dobrym czasie na dobrym miejscu.



Po jakimś czasie udaje się wskoczyć na rower i już nie ma problemów z korkami, ciekawe sekcje w lesie i przyjemny zjazd do Międzygórza, niestety nie zjechany. Trzymam się długo, ale jakiś zawodnik przede mną ma problemy ze zrobieniem drogi, a ja nie widząc nic za nim rezygnuję. To nie czas na udowadnianie sobie czegokolwiek.

Drugi podjazd kojarzę, bo zazwyczaj tędy zjeżdżamy. Okazuje się, że można i to podjechać. Najpierw stromo potem już do końca spokojne nachylenie.
Tu gdzieś spotykam Szymona i dość długo jedziemy razem. Dużo mi to daje, bo w głowie pojawiają się myśli, że jednak cienka jestem, a wszystkie dziewczyny są chyba przede mną.
Morale ratuje zjazd i Monika Lange, której koszulkę widzę przed sobą. Dziewczyna ma ostatnio jakiś gorszy okres. Wykorzystuje to i kręcę ile bozia dała cały czas modląc się o to, by nie złapać snejka. Pojawia się bufet, na którym ja musze się zatrzymać. Nauczona doświadczeniem z Ustronia uzupełniam bukłak i zaczynam ostatni podjazd.

Szybko znów niebieska koszulka pojawia się na horyzoncie, a za nią zielona. Swoim tempem udaje mi się dojść Monikę. Zostaje jeszcze Marta. Niestety tu pojawia się problem. Problem, który decyduje o moich wynikach, a raczej ich braku. Mam trudności z atakowaniem na trasie, widząc że ktoś mnie mija przyjmuję to i jadę swoje, widząc kogoś przed sobą nie mam wystarczającej mobilizacji do ścigania, żeby zaatakować.
Przydałby się jakiś sportowy psycholog :)

Podjazd się kończy i zaczyna się ostatnie 7 kilometrów zjazdu do mety. Zjazd zbyt łatwy, aby cokolwiek nadrobić. Zwyczajne sru w dół.
Prędkość zdecydowanie niebezpieczna, wolę wolniejsze sekcje, na których trzeba myśleć, a nie zjazd na pałę. Na dodatek ciśnienie podnosi koleś w koszulce Bike Academy, którego mijam na końcu szutru i początku asfaltu. Temu zachciewa się ścigania. Na dodatek w sposób zdecydowanie niebezpieczny przy takiej prędkości. Brak wyobraźni.
I był by to już spokojny koniec, gdyby nie nagłe wypłaszczenie, klik manetki i zero reakcji w napędzie. Klikam prawą manetką z góry do dołu a tu echo. Łańcuch zostaje na ośce.
Blat-ośka ustawienie w sam raz na finisz :)



Tu mija mnie dziewczyna z K3, pyta się czy wszystko w porządku i upewnia, że jestem z K2.
Nie przeszkadza nam to w pięknym finiszu do samej kreski.
Oj wynik mówi sam za siebie, obydwie mamy tan sam czas 03:25:50.9

Po krótkiej rozmowie każda idzie w swoja stronę, a ja patrzę, co też się stało, że nie mogłam operować biegami. Oczywiście urwałam linkę. Niestety w moim przypadku Ride-ony już drugi raz zawiodły.

Potem następuje cała pomaratonowa sekwencja czynności – makaron, karcher, prysznic, rozmowy, rozmowy, rozmowy.
Klimat w miasteczku, jak zwykle genialny.
Aż żal, że następny ścig za cztery tygodnie.

Wyniki – jak nie jak tak – znów miejsce zaraz za podium :) Do szóstego zabrakło 39 sekund.
Za to mała strata do zwyciężczyni i sporo punktów do generalki :)


No i jak wszyscy, to wszyscy. Trzeba było zobaczyć to cudo :)


Komentarze
marysia
| 15:27 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Będziemy w tym roku w Jakuszycach. Jak już nam się objedzą naleśniki to pojedziemy do Karpacza :)
MAMBA
| 14:46 środa, 11 lipca 2012 | linkuj pollena Pamiętam tamten Świeradów i wasze wołania, których niestety nie słyszałam :(
Idealnie uchwyciłaś sens sprawy. Są różnego typu wyścigi w górach i dobrze. Jedne łatwiejsze, jedne trudniejsze. Powinny się jednak nazywać inaczej :) Bo fakt - z MTB niewiele mają wspólnego.
Ja lubię czasem troszkę poszutrować i Stronie choć z kilkoma sekcjami technicznymi było idealnym miejscem do tego. Ale gdyby każdy ścig polegał na pruciu 50/h w dół to bym odpuściła.
Poszukaj tegorocznej mapy maratonu w Karpaczu - to by Wam się spodobało :)
marysia
| 14:12 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Nie jestem specjalnie na czasie z ostatnimi maratonowymi "niusami", bo jak pewnie wiesz, ja się nie ścigam. Ale coś mi się obiło o uszy, że wiele ludzi dyskutuje na temat wyższości jednych maratonów górskich nad drugimi. I dopiero teraz widzę jakie to są różnice. W zeszłym byliśmy na urlopie w Świeradowie i akurat w tym czasie startował tam maraton (nie wiem jaki cykl). Zresztą też tam startowałaś i na ostatnich kilometrach krzyczeliśmy do ciebie "dajesz Mamba", bo miło było popatrzeć jak jedziesz tam, gdzie prawie wszyscy prowadzili. Zresztą o tym "maratonie" rozwodziłam się już u siebie. Całość szutry + asfalt, jakiś ostatni kilometr (może dwa) ładnym singlem, którym wszyscy prowadzili.
No właśnie. I teraz z ciekawości weszłam sobie na stronę maratonów Golonkowych i sprawdziłam trasę tego maratonu. I dopiero teraz widzę różnicę. Znam te szlaki i wiem, że tam też można by spokojnie poprowadził całość po szutrach. A jednak organizatorzy się postarali i pokazali wam kilka naprawdę fajnych ścieżek (szczególnie zielony szlak na giga)
Faktycznie macie o czym dyskutować :) Bo tamten cykl to jest w sumie kpina. Tzn może nie kpina, bo znam kilka osób które mają naprawdę niezłą kondycję, ale nie potrafią jeździć na rowerze. Dla nich też powinno się coś organizować :) Tylko niech jakoś zmienią nazwę, żeby nie dotykała ona ludzi, którzy naprawdę jeżdżą po górach :P
Uf.. Ale się rozpisałam :)
z3waza
| 09:23 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Te okołośnieżnickie szuterki mają to do siebie, że są bardzo odporne na opady. I za to je lubię.
MAMBA
| 06:32 środa, 11 lipca 2012 | linkuj josip To chyba na tym polega, żeby było trudniej. Dla mnie czerwony to cud malina, graniczny też bym chyba przeżyła. Po Raczy na Trophy nic mi nie straszne.

zibi Do zobaczenia :)
josip
| 20:49 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Psycholog sportowy tu nic nie pomoże - wstrzyknij sobie testosteron, od razy poczujesz wkurw nawet jak Cię wiewiórka przegoni:) Co do trasy - to już kolejny maraton kiedy dysproporcja między giga a mega jest bardzo duża. Raz, że dystans prawie 2 x większy, a dwa, że skala trudności też była nieporównywalna - na giga wpierw zjazd czerwonym spod schroniska a potem to wspomniane już przez Kłosia graniczne bagno. Tam naprawdę błagałem o choćby 500 m. "nudnego" szutru....
MAMBA
| 20:12 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj klosiu Chciałam jechać giga, ale niestety punkty do generalki były ważniejsze.
klosiu
| 17:26 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Natępnym razem zapraszam na giga, wrażenia miałabyś całkowicie odmienne ;).
Bez tych 17km singla w błocie trasa faktycznie mogła być trochę przeciętna.
Ale ładnie pojechane :).
MAMBA
| 14:01 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Jak zdążę wrócić z urlopu :)
foxiu
| 10:57 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj za 4 tygodnie? znaczy że w tzw. międzyczasie do bielska na ET wpadniesz? ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tegoa
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]