avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:723.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:41
Średnia prędkość:19.37 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Suma podjazdów:7565 m
Maks. tętno maksymalne:195 (95 %)
Maks. tętno średnie:179 (87 %)
Suma kalorii:14763 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:40.17 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
22.00 km 0.00 km t-żer
01:10 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:25.00 km/h
Podjazdy: 10 m
Kalorie: 388 kcal
Rower:

Giant Trance - nowy bujak.

Wtorek, 19 kwietnia 2011 • dodano: 19.04.2011 | Komentarze 16

No i wreszcie się doczekałam.
Amor czekał od 18 marca.
Rama czekała od 21 marca.
A na co czekała?
Na bieżnię sterów, bo koleś sprzedał ramę ze sterami bez bieżni :(
Ale wreszcie się udało.
Pierwsze kilometry zaliczone.
Pierwsze wrażenia zdobyte.
Teraz dwa tygodnie na oswajanie rumaka.

Na zmianie ramy i amora zyskałam 700g.
Teraz roweras waży 11,5 kg
Zyskałam też 27 mm skoku z tyłu, bo z 100 przeszło na 127 :)

A ono on:



...
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
62.00 km 0.00 km t-żer
02:22 h 26.20 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Podjazdy:295 m
Kalorie: 1400 kcal
Rower:

MTB Marathon 2011 Dolsk

Sobota, 16 kwietnia 2011 • dodano: 17.04.2011 | Komentarze 6

Sobota, 16 kwietnia - Dolsk.
Druga edycja Powerade Maraton 2011.

Powoli zaczynamy się wdrażać w maratonowy cykl życia.
Weekendowa wyrypa, a potem tydzień regeneracji.
Po Murowanej regeneracja była szybka. Szybko można więc było wystartować w kolejnym wyścigu. A Dolska byłam bardzo ciekawa, ponieważ to pierwszy maraton, w którym mogę porównać wynik do uzyskanego w tamtym roku.

Rano budzę się więc z małym stresem, napięcie rozładowuje sytuacja braku śniadania o 8.30 i hasło pani z obsługi – „No to kończymy”. Villa Natura kreująca się na super ośrodek, w którym muszę prosić o praktycznie wszystko – jajecznica, herbata, mleko…. Więcej nie wymieniam. No może jeszcze wspomnę o makaronie – w tamtym roku był dla wszystkich, w tym obecny tylko na stoliku Mroza :)

Po śniadaniu idziemy z Arturem obejrzeć start giga. Spotykamy Jacka na sztywniaku wymieniamy kilka zdań i idziemy do przodu. Start giga jak zwykle szybki, gdzieś na końcu zauważam Wiolę. To jej pierwszy start u Grzesia G. ciekawe jakie będą wrażenia, choć na te prawdziwe czekam po górskich edycjach :)


Start Giga.

Po gigowym starcie idziemy jeszcze do namiotu Synergii, spotykamy Petrę ze Sławkiem, troszkę rozmawiamy, a potem biegniemy szybko szykować się do swojego startu.

10.30 – rozgrzewka, pulsometr działa o dziwo.

10.50 – idziemy do sektorów pulsometr przestaje trybić.

10.55 – stoję z Arturem w sektorze, pierwszy raz w drugim. Myślę sobie – „Oby nie ostatni”. Po Murowanej drugi sektor był jedyną rzeczą z której byłam zadowolona.

11.00 – START – pulsak zaskakuje, pokazuje 180 bpm, ja cisnę i myślę tylko o tym, by być jak najbardziej z przodu, żeby tylko wejść w stawkę, gdzie ludzie wiedzą coś na temat jazdy w grupie.

Po asfaltowym mini-podjeździe zaczynają się pierwsze piaski. Daję z siebie wszystko. Nie patrzę na tętno, mam nadzieję, że organizm sam wie, na jakim poziomie mogę pocisnąć.
Przypomina mi się trasa z tamtego roku. Tu gdzieś Jabłczyńska dreptała z rowerem.
Potem pseudo techniczny zjazd i zaczynają się asfalty.
Niestety początek nie jest dobry, bo stawka się rozciąga. Nie wiem kiedy, okazuje się, że stawka się rozciągnęła. Zostaje sama :( Z przodu ludzie za daleko, nie dojdę ich. Za mną też za daleko, by na nich czekać. Nie pozostaje mi nic innego, jak jechać swoje i czekać na rozwój sytuacji. Na szczęście po pięciu minutach słyszę z tyłu szum. Jest – myślę sobie – trzeba „wsiąść do pociągu byle jakiego”. Wiem, że to trudne załapać się na koło, ale chłopcy mi pomagają i już mogę chwilę odpocząć. W pociągu spotykam Grzesia S. Niestety nie ma czasu pogadać :) Na moje szczęście wychodzi jakoś tak, że nie musze dawać zmiany, za to raz zahaczam o koło jednego bikera i o mało nie ląduję pod kołami nadjeżdżającego z na przeciwka samochodu. Na szczęście udaje się uniknąć szlifu.

Niestety szczęście nie trwa wiecznie, wjeżdżamy w teren i pociąg się rwie. Po chwili bufet, na którym postanawiam się zatrzymać.

Stawka na nowo się układa.
Gdzieś po drodze na poboczu mijam Sławka – złapał gumę. Ciekawe w ile mnie dojdzie – myślę sobie.

Potem na horyzoncie widzę koszulkę Moniki z Subaru. Zastanawiam się, czy ona tak słabo jedzie, czy ja tak mocno. Nie ważne. Wiem, że teraz nie mogę jej zgubić. I tak lądujemy w jednym pociągu. Niestety tu tylko jeden chłopak wie, jak robi się zmiany, inni szarpią nie potrzebnie. Chłopak próbuje im wytłumaczyć bajer, ale nikt nie rozumie, albo nie chce współpracować. Wiozę się więc na kole dając chyba tylko trzy zmiany.
Gdzieś tu wyprzedza mnie Sławek od gumy.
Niestety po 10 minutach widzę go znów na poboczu razem z Petrą. Najechała na ogromnego gwoździa i mleko nie pomogło.
Ja jadę dalej. Zbliża się bufet i już wiem, że muszę sobie go odpuścić, nikt się nie zatrzymuje, więc i ja nie będę gorsza :)
Ciśniemy dalej i ja dalej trzymam się Moniki.
Na piaskowym checkpoincie niestety znów grupa się rwie.


Na checkpoincie.

20 metrów przede mną koszulka Subaru i znajoma dziewczyna z K3. Ja jak zwykle miałam problem z wejściem na rower, więc chwilę zajmuje mi dogonienie dziewczyn. Przez chwilę wiozę się na kole, potem wjeżdżamy w jakąś pełną pisku polną ścieżkę, K3 się obraca i woła „Próbuj! Musimy je dogonić”. Wskakuję więc przed nie i cisnę z całej siły. Oglądam się do tyłu po chwili i widzę, że zostały. Znów zostaję, sama. Piasek pod górę, a ekipa daleko przede mną. Stawiam sobie jednak za cel ich dojść.
Iiiiiii udaje mi się :) Było ciężko, ale to był chyba kluczowy moment, odskoczyłam dziewczynom i już mnie nie doszły do końca wyścigu.

Nie wiem dokładnie co było dalej, ale w pewnej chwili ktoś na poboczu krzyczy - 7 km do mety. Myślę – jakieś głupoty, przecież jeszcze nie było bufetu.
Ale po minucie pokazuje się bufet. I znów wiem, że nie mogę się zatrzymać. Jadę i stawiam wszystko na jedną kartę. Mijam jakąś dziewczynę z Torqa z K3

Znów jadę sama, ale po chwili słyszę kobiecy głos. Jestem zdziwiona i zastanawiam się kto to. A to Kasia z KSPO Kraków Racing Team.
„Wskakuj na koło” słyszę. Ok, mi nie trzeba dwa razy powtarzać, łapię koło, i jedziemy chyba z trzy kilometry razem.
Gdy nagle pojawia się piach, rozłączamy się na chwilę i myślę, że zaraz po piachu dalej pociśniemy razem. Niestety przy plakietce 2km do mety słyszę w rowerze trzask!!!
Nie wiem co to, wiem, że uniemożliwia mi to płynne pedałowanie, a na każdym kocim łebku mam wrażenie, że rower zaraz się rozleci.
Jadę jednak. Rower stuka, a dziewczyna z Torqa mnie mija, próbuję ją dojść, ale rower nie pozwala :(
Fotograf Paweł krzyczy zza aparatu – „Dajesz czarnaMAMBA, dojdziesz ją”.
Niestety nie daję rady.
Na metę wjeżdżam chwilkę za nią i Kasią. Za mną Monika.
Mimo wszystko jestem zadowolona.
Idę do pepików, bo zastanawia mnie, na którym miejscu przyjechałam.
I okazuje się, że wyjechałam 5 miejsce.

„Huraaaaaa jestem na szerokim pudle. Jak to możliwe.” - myślę.

Pudło jednak nie ważne. Sprawdzam rower. Okazuje się, że strzelił mały metalowy łącznik przy łożyskach odpowiedzialny za odległość korby od kasety, przez co odległość ta zmieniała się przy deptaniu na pedały i uniemożliwiała normalną jazdę.
Ale co tam. Rower wiedział, kiedy się zepsuć :)
Dalej już standard – picie, banany, mycie siebie i roweru. Rozmowy ze znajomymi. No i oczywiście oczekiwanie na ogłoszenie wyników – pierwsze pudło u Golonki :)

Zadowolona z siebie pierwszy raz oglądam dekoracje z perspektywy sceny. Na która wchodzę też, za Petrę, która pojechała do domu.
No proszę dwa pudła w jeden dzień ;))))))))
Oby tak dalej – do Złotego Stoku.






Trochę cyferek:

Czas: 02:22:43

Czas poprawiony o 30 minut w stosunku do tamtego roku.

Strata do zwyciężczyni: 14%

Open: 168/266

K2: 5/11

Drugi sektor utrzymany :)




Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
00:31 h 0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 177 kcal
Rower:

regeneracja

Czwartek, 14 kwietnia 2011 • dodano: 14.04.2011 | Komentarze 0

30 minut niskiego tleniku dla regeneracji.
Po tym 3x10 min sauny, dla oczyszczenia i odprężenia :)
Jutro kierunek Dolsk :)
Kategoria spinner


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
01:50 h 0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 909 kcal
Rower:

wytrzymałość siłowa

Środa, 13 kwietnia 2011 • dodano: 13.04.2011 | Komentarze 1

Dziś w poszukiwaniu podjazdów trafiłam do klubu otwartego w następstwo Gymnasiona. Byłam tam już kilka razy, ale nie chciałam zbyt wcześnie oceniać. Niestety po dzisiejszej wizycie mogę śmiało stwierdzić, że klub mi zupełnie nie podchodzi.
Właściciele przemieniają to miejsce w zwykły osiedlowy(albo nawet wiejski ;)) klub fitness. Klimat gdzieś zniknął, czystość w szatni pozostawia wiele do życzenia, pełne kosze na śmieci. Zupełnie inny profil klienta, młode laski malujące się przed wejściem na sale :)
Na szczęście minusy, które zauważyłam, nie przeszkodziły w pokręceniu na spinnerze :)

Podjazdowo, jak już wcześniej wspomniałam. Mocno. Dość długo.
Teraz już regeneracja do Dolska.

TT 4'24/9
Kategoria spinner


Dane wyjazdu:
33.00 km 0.00 km t-żer
01:33 h 21.29 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Podjazdy:345 m
Kalorie: 740 kcal
Rower:

WPKiW w poszukiwaniu podjazdów

Wtorek, 12 kwietnia 2011 • dodano: 12.04.2011 | Komentarze 0

Pogoda kiepska, ale ochota na bika ogromna.
Dobrze się zregenerowałam, więc postanowiłam zrobić mocny trening.
Z realizacją takiego treningu u nas ciężko. W okolicy mało podjazdów, a pogoda nie pozwala na zbytnie oddalanie się od domu.
Jeździłam więc po WPKiW szukając górek.
Troszkę się tych przewyższeń znalazło :)
Ale niedosyt podjazdów ogromny.

Aaaa i zapomniałabym - w Murowanej wywalczyłam drugi sektor :))))))))))

TT 2'33/9
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km t-żer
01:00 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 337 kcal
Rower:

Rozjazd po Murowanej

Poniedziałek, 11 kwietnia 2011 • dodano: 11.04.2011 | Komentarze 0

Rozjazd po asfaltach murowańskich.


Dane wyjazdu:
69.00 km 0.00 km t-żer
03:19 h 20.80 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Podjazdy:405 m
Kalorie: kcal
Rower:

MTB Marathon 2011 Murowana Goślina

Niedziela, 10 kwietnia 2011 • dodano: 11.04.2011 | Komentarze 13

Pół roku czekaliśmy na ten dzień.
Pół roku przygotowań mniejszych i większych.
Wreszcie nastąpiło oficjalne otwarcie sezonu maratonowego.
Murowana Goślina - płasko, ale maratonowo bez dwóch zdań.

W sobotę Murowana była jeszcze dla mnie wielką niewiadomą. O uszy obijały mi się tylko komentarze znajomych – piasek, wiatr, pociągi, no i oczywiście Dziewicza Góra z niby trudnym zjazdem. Czemu niby? O tym dalej.

Odwiedziny biura zawodów w sobotę, na spokojnie. I już tu pierwsze znajome twarze. Bardzo ciekawe uczucie - jedności z innymi maratończykami.
Chipy sprawdzone, zapas zipów uzupełniony. Nagle z boku słyszę: „O, czarnaMamba”. GG pozdrawia z daleka :)
Humor dopisuje. Poprawia się jeszcze bardziej rano po otwarciu oczu – słońce i niebo bez chmurki. Jedynym minusem jest wiatr, który nie zelżał od dnia poprzedniego.
Jedziemy na start, troszkę rozgrzewki, odwiedziny namiotu Synergii i do sektora. Tam oczywiście już kilku gomolowców. Rozmowy przerywają myśli zaczynające tłoczyć się w głowie – Ciekawe co zaoferuje nam dziś GG. Nie znam tego maratonu, więc to dodatkowy stres. Sytuacji nie poprawia pulsometr, który zaczyna się wieszać i wariować. 208 bpm to chyba nie możliwe ;) Niestety pulsometr do końca wyścigu nie pokaże już prawidłowego odczytu.

W końcu startujemy. Na początku oczywiście piasek i problemy z ogromną ilością ludzi. Nie spinam się jednak, ten fragment trzeba wziąć na spokojnie.
Potem to już rozciąganie się stawki, staram się jechać mocno, ale nie za mocno. Trudno to wyczuć bez pulsometru. Nie widzę, żadnej dziewczyny ani nikogo znajomego, więc nie wiem w jakim jestem miejscu stawki. Po pół godziny jest już porządek na trasie, niestety połowa ludzi nie ma pojęcia o jeździe w grupie. Chyba z trzy razy łapię się do pociągu, który utrzymuje się dłuższą chwilę. Potem to już sporadyczne momenty, kiedy można odpocząć na kole innej osoby.

Zaskakuje mnie chłopak, za którym jadę dłuższą chwilę. Dzięki niemu udaje mi się całkiem dobrze odpocząć. Nie widzę, żeby oczekiwał zmiany, więc sama wskakuję przed niego. Albo go zostawię, albo pociśniemy dalej razem – myślę. Ale on okazuje się, delikatnie mówiąc, mało inteligentny, bo zaczyna się ze mną ścigać i wyprzedza mnie.
Postanawiam więc dalej go wykorzystywać i kolejne 10 minut jadę mu na kole :)
Pierwszy bufet pojawia się szybko, drugi jeszcze szybciej.
Na mijance spotykam Artura. Genialny zbieg okoliczności :)
Po czym zaczynają się taśmy i taka jakaś mini górka. Pytam kogoś, czy to Dziewicza. Kolega obok potwierdza moje przypuszczenia. Cieszę się, że wreszcie zweryfikuję opowieści znajomych.
Weryfikacja potwierdza przypuszczenia. Z dużej chmury mały deszcz. Przejeżdżam wszystko bez problemu. Czekam na trudny zjazd, którego Artur kiedyś nie zjeżdżał, ale go nie znajduje :)


mamba na Dziewiczej

Po Dziewiczej zostaje 15 km do mety. Niestety to najtrudniejszy odcinek. Tu najbardziej daje o sobie znać ogromny wiatr. Nie ma też nikogo z kim można by jechać.
Na szczęście zaczynają mijać mnie znajomi gigowcy. Najpierw Kłosiu, potem Olek a na końcu Adam, z którym udaję mi się troszkę ujechać. Czuję jednak, że go hamuję i proszę aby jechał dalej sam.
Wreszcie przed oczami pojawia się tabliczka 2 km do mety. Ale ja wiem, że przede mną jeszcze jedna piaskownica. Dzieci z mojego przedszkola pewnie by się ucieszyły, mnie pisek pokonuje. Uciekam do lasu i tam lawiruje między drzewami.
W końcu asfalt i META.
A na mecie Iza. Na ostatnim piachu złapała gumę. Okazuje się, że Adam ją doszedł i krzyknął że mam do niej stratę 2 minut. Ta się zmobilizowała i dojechała ostatnie metry na kapciu. Ostatecznie jest między nami minuta różnicy :)

Potem standardowo bufet, rozmowy ze znajomymi, makaron i szybki powrót do domu pod ciepły prysznic.
Powrót na ogłoszenie wyników i tombole.

Pierwszy wyścig w tym roku zakończony :)

Czas: 3:19
Open: 313/496
K2: 14/15?/19

Samopoczucie dobre, zadowolenie z wyścigu duże.
Niestety nie znajduje to odzwierciedleniu w wyniku. Dużo niżej niż planowałam. Wczoraj było 14 miejsce, dziś już 15 :)
Ale to dopiero początek.
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
37.00 km 0.00 km t-żer
01:44 h 21.35 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Podjazdy:215 m
Kalorie: 778 kcal
Rower:

WPKiW trening w trudnych warunkach.

Piątek, 8 kwietnia 2011 • dodano: 08.04.2011 | Komentarze 5

Do Murowanej dwa dni, a treningowo ten tydzień wygląda kiepsko.
Wczoraj nie dało rady pokręcić, dlatego dziś musiałam wyjść na rower.
Już się łamałam, już moje oczy kleiły się, a głowa kładła się na poduszce.
Nie - powiedziałam. Plan to plan. Jak bym dziś nie pokręciła, to na murowaną byłabym tak rozleniwiona, że rozkręciłabym się 5 km przed metą.
Zwlokłam się więc z łóżka i pojechałam do WPKiW.
Pojeździłam trochę w tlenie, trochę w mieszanej.
W parku zero ludu, jedni pewnie odpoczywają przed maratonem inni przerazili się pogody, a ta wcale nie była taka zła. Myślałam, że poćwiczę jazdę pod wiatr, ale jakoś mi on nie przeszkadzał.
Podczas jednego z kółek spotkałam Mariusza dreptającego pieszo. Miło się pogadało o planach treningowo - życiowych. Ale zaczęło robić sie zimno i trzeba było jechać dalej :)

TT 3'31/9
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
43.00 km 0.00 km t-żer
01:46 h 24.34 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Podjazdy:125 m
Kalorie: 802 kcal
Rower:

tlenik

Środa, 6 kwietnia 2011 • dodano: 06.04.2011 | Komentarze 0

Pora ruszyć tyłek po weekendzie.
Ciężko było z regeneracją, ale chyba już dobrze.
Na rozkręcenie płasko po parku. Siedem płaskich kółek.
W porównaniu do treningu dwa tyg. temu kółka na niższym tętnie z większą prędkością = progres.
Znajomych w parku co nie miara.
Samych "gomolowców" trzech się znalazło plus ja jedna :)


TT 1'46/9
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
59.00 km 0.00 km t-żer
03:27 h 17.10 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Podjazdy:1100 m
Kalorie: 1876 kcal
Rower:

Soszów po czesku

Niedziela, 3 kwietnia 2011 • dodano: 03.04.2011 | Komentarze 3

Górski weekend part two.
Dziś w zdecydowanie większym towarzystwie.
Nazbierało się w sumie osiem osób.
Cel podróży to podjazd na Soszów od czeskiej strony.
Niestety po pysznym śniadaniu ciężko zebrać się z tarasu, nie tylko nam :D



W końcu się nam to udaje i kierujemy się z Górek na czeską stronę.
Po 15 kaemkach zaczynają się podjazdy, tętno mocno za mocne, ale więcej koronek w kasecie bozia nie dała :(
Chwilami elita musi na nas zaczekać, ale humory dopisują





W końcu podjazdy się kończą i docieramy do celu. Na Soszowie jeszcze śnieg i narciarze.



Wchłaniamy batoniki uzupełniamy h2o i dalej przez płatę śniegu.
Teraz zjazdy :)
Do Ustronia i do Górek na regeneracyjny obiad i tarasowy chillout połączony z opalaniem.
Ciężkie dwa dni wynagrodzone :)
Tydzień z planem 10 godzinnym zrealizowany z nadwyżką - 13,5 h :)
Pierwsza opalenizna kolarska zdobyta :)
Kategoria Beskid Śląski