avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2012

Dystans całkowity:353.00 km (w terenie 223.00 km; 63.17%)
Czas w ruchu:36:53
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:33.00 km/h
Suma podjazdów:595 m
Maks. tętno maksymalne:188 (94 %)
Maks. tętno średnie:145 (72 %)
Suma kalorii:11989 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:32.09 km i 1h 45m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
42.00 km 0.00 km t-żer
02:00 h 21.00 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Podjazdy:115 m
Kalorie: 908 kcal
Rower:

regenerejszyn

Wtorek, 3 stycznia 2012 • dodano: 04.01.2012 | Komentarze 0

Nastała pora regeneracji.
Spokojniejszy tydzień się przyda. Choć przy takim weekendzie trudno będzie się powstrzymywać od aktywności fizycznej.
Dziś miała być dalej siła maksymalna z żelastwem, ale plus 10 na termometrze zmieniło plany. Czarny wyszedł się przewietrzyć.
Z kilkoma wyskokami powyżej AT, ale generalnie spokojnie.
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

sylwestrowe po górach wędrowanie

Niedziela, 1 stycznia 2012 • dodano: 04.01.2012 | Komentarze 3

Najlepszy sposób na sylwestra to rowerowy sylwester. No banał wiem, ale pomysłu nie posiadam na dobry początek.
Pierwotny plan był taki, aby zaliczyć jakiś szczyt i zrobić sobie śnieżny night-ride.
Nie znalazł się jednak żaden śmiałek, który chciałby mi towarzyszyć.
A raczej troszkę z innej strony - śmiałkowie byli, ale śmiałek, który był jakoby z góry już wybrany jako towarzysz, nie okazał się wystarczająco śmiały.
Nieśmiale więc zaproponowałam, aby nie narażając naszych stalowych rumaków na znoje i niewygody, wybrać się poszukać Nowego Roka w otchłaniach ciemności szlaków beskidu śląskiego, a potem dla równowagi między światłem i cieniem rokoszować się widokiem fajerwerków i ogni sztucznych ze stoków Szyndzielni.
I z tego wszystkiego wyszedł całkiem fajny trip. Taki fajny, że go tu sobie wpisuję, narażając się na kolejne zbędne komentarze czystych rasowych bajkstatwiczów.
A co? Moja ci to strona.

Z przygotowań do tripu ciekawe jedynie było grzanie wina w czajniku bezprzewodowym, by w trakcie wycieczki mieć zawsze pod ręką cudowny wywar dodający animuszu.
Cała reszta raczej standardowa. Udało nam się nawet zrealizować założenie wybrania się w trasę o dziewiątej.

Ruszamy ze Szczyrku pełni obaw o wilki, niepomyślne wiatry i inne przeciwności losu czyhające na nas w ciemnościach.





Kierunek Klimczok szlakiem zielonym. Klimat robi się gdy kończą się ostatnie zabudowania i światła. Niebo rozbłyska tysiącem gwiazd. Tylko my i chrupanie śniegu. Dreptamy tak, dreptamy i stopniowo zaczynają pokazywać się światła Szczyrku i okolicznych wsi. Pogoda była łaskawa. Widoczność idealna.
Wilków nie spotykamy. Rzekłabym ani śladu żywej duszy, ale było by to kłamstwo. Przed samym schroniskiem spotykamy jednego turystę z plecakiem i czołówką na głowie.



W schronisku bal nad balami. Pan z obsługi wystraszył się chyba, że szukamy noclegu. A my tylko weszliśmy uzupełnić zapasy procentów we krwi.

Pod schroniskiem mała sesja fotograficzna. Niestety brak statywu i czasu sprawia, że zdjęć mało.



Wysokooprocentowani lecimy w kierunku Szyndzielni, a tu istna autostrada. Spotykamy chyba tuzin turystów, ale czemu oni idą w drugą stronę?
Spotykamy też człowieka gór.
Wszyscy pomykają z czołówkami, wyglądając z daleka, jak cylopy z innej planety.
Człowiek gór nie ma żadnego światełka. Wyłania się nagle z ciemności.

W końcu docieramy na Szyndzielnię.
Widok banalny, światełka Bielska migotają w oddali, jak na taniej widokówce. Ale kto widział, ten wie, że dla takiego widoku warto tyle maszerować. W schronisku też impreza. Nie mieliśmy pojęcia, że będzie tu tyle ludu. Przed dwunastą na stoku rozpalają ognicho i wszyscy wychodzą na zewnątrz razem z nami poszukać tego Nowego Roka.
Rok gdzieś się chowa, ale wszyscy bawią się całkiem nieźle.





Uzupełniamy procenty mini-szampanem i LUgołami z rodzynkami. Mówimy sobie hepi nju jir i oglądamy migocące światełka Bielska.
Pora jednak się zbierać. Odpalamy więc race ratunkowe i dreptamy spowrotem na Klimczok.



Spotykamy też Anaruka, chłopca z Grenlandii.



W drodze na Klimczok w totalnej ciemności spotykamy małego psiaka. Ten się chyba też wybrał szukać tego roka nowego. Zabieramy go ze sobą. Spotkani turyści mówią, że widzieli psiura w szyndzielniowym schronisku. Oddajemy więc im zgubę do doręczenia właścicielom, pozbywając się jednocześnie znaleźnego.
Uzupełniamy znów procenty i tym razem niebieskim szlakiem schodzimy do Szczyrku.
Wycieczkę kończymy po drugiej. Na ulicach juz pusto. Tylko jedna ekipa spaceruje z piecykiem z którego puszczają muze. Oj za moich czasów chodziło się z bumboxem :)



A Roka niegdzie nie znaleźliśmy.

Znaleźliśmy i zostawiliśmy za to ślad, który jest o tutaj.

Kategoria Beskid Śląski