avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100 i wiecej

Dystans całkowity:841.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:38:35
Średnia prędkość:21.81 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Suma podjazdów:5847 m
Maks. tętno maksymalne:192 (96 %)
Maks. tętno średnie:159 (77 %)
Suma kalorii:10111 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:120.21 km i 5h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
115.00 km 0.00 km t-żer
05:25 h 21.23 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Podjazdy:1205 m
Kalorie: 2892 kcal
Rower:

Poniedziałkowe śniadanie na 884 m n.p.m.

Poniedziałek, 12 lipca 2010 • dodano: 12.07.2010 | Komentarze 12

Rozmawialiśmy ostatnio z Arturem o przyjemności spożywania śniadania na słonecznym tarasie z widokiem na góry. Dziś takiego śniadania mi się zachciało.
Niestety w Katowicach ani tarasu, ani gór.
Na dodatek mój brzuch zażądał śniadania dziś wyjątkowo wcześnie, bo o 3.45.
Cóż było zrobić, wstałam grzecznie, dokonałam zabiegów związanych z poranna toaletą i postanowiłam wyruszyć na poszukiwania jakiegoś tarasu skąpanego w słońcu.

Szukałam w Katowicach, potem w Mikołowie. Dojechałam do Łazisk i Żor, ale nigdzie tarasu nie znalazłam. W Pawłowicach na chwilę coś mignęło między drzewami, ale okazało się to tylko zwykłym balkonem. W Ochabach koń się uśmiał na mój widok, pewnie z racji mego garba na plecach. W Skoczowie znalazłam kilka tarasów, ale góry nie takie. Chciało mi się czegoś bardziej majestatycznego.
W końcu w Ustroniu mnie pokierowali.



Wskazali gdzie taki taras może być. Ale wdrapać się na niego było ciężko. Schodami nie chciałam, a winda jechała tylko na młynku.
Cóż zrobić, wsiadłam do windy i pojechałam, wszyscy mówili, że nie pożałuję.

Na ostatnim piętrze usłyszałam dzwoneczek mówiący, że koniec wycieczki. I rzeczywiście moim oczom ukazał się widok iście majestatyczny.
Taras z widokiem o jakim marzyłam, nazwa tarasu „Równica” zupełnie nie pokrywał się z nierównościami łańcuchów górskich które można było zobaczyć.

Kelner przyniósł śniadania do stolika i mogłam się rozkoszować tą chwilą.
Bułeczka z pasztetem i pomidorkiem smakowała wybornie. Poprosiłam też o jajecznicę, ale podobno kury z powodu upałów znoszenia jajek odmówiły.


Po śniadaniu postanowiłam zadbać nieco o kondycję fizyczną i strzeliłam rundkę terenową:

Równica_Beskidek_Orłowa_Trzy Kopce_Wisła


Na Orłowej.


Chmury są, ale słońce praży.



Potem zaliczyłam Spa nad Wisłą i postanowiłam wrócić do domu TGV bo było już dość późno.

Edit:

Z tego wszystkiego zapomniałam kilku ważnych faktów:

Katowice-Ustroń równe 80 km ze średnią 28,7 km/h HRav 157bpm
Katowice-Szczyt Równicy równe 90 km w czasie 3h 47 min

Dane wyjazdu:
101.00 km 0.00 km t-żer
04:10 h 24.24 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Podjazdy:315 m
Kalorie: 1943 kcal
Rower:

Pszczyna - gromy z jasnego nieba.

Poniedziałek, 5 lipca 2010 • dodano: 05.07.2010 | Komentarze 5

Katowice - Pszczyna to chyba najbardziej molestowana przez okolicznych rowerzystów trasa. Ja w tym roku stosunkowo rzadko się na niej pojawiam.
Dziś z zamiarem zrobienia długiego tlenowego treningu wybrałam się właśnie na rynek w Pszczynie.
W tamtą stronę standardowo przez Dolinę, Tychy, Papry, Kobiór, Piasek.
Jadę szutrami, asfaltami, kamieniami. Kolory szlaków przeróżne. Do jakości oznakowania można by się przyczepić. Ale o tym pisałam już nie raz..











Na pszczyńskim rynku pojawiam się po 2 godzinach i 15 minutach oraz pięćdziesięciu kilometrach, które zrobiłam równym o dość szybkim tempem.
Tu odpoczynek, chwila kontemplacji, banan i drożdżówka.
Robię kilka zdjęć i zastanawiam się, czy nie skoczyć nad zbiornik Goczałkowicki.



W końcu podejmuję decyzję – jadę na Katowice drogą, której nie pamiętam do końca.
Okazuje się, że to tak zwana Plessówka z Pszczyny do Pawłowic przez Kobiór.
Niestety eksploracje nowych szlaków zakłóca przeraźliwy grzmot. Patrzę do góry a tu ze wschodu czarna chmura. No tak, a przed chwilą świeciło słońce. Postanawiam więc przycisnąć. Na liczniku wyskakuje trzydziestka i do samego Kobióra udaje mi się ją utrzymać na wyświetlaczu, to nic, że na pulsometrze ponadprogramowe 85%.
W Kobiórze jadę na azymut. Patrzę w górę, a tu chmury już nie tylko na wschodzie ale i na południu. Myślałam, że sobie już odpocznę i dalej będzie tlenik, a tu nie, dalej trzeba cisnąć.
Cisnę tak do samych Tychów. Przy wjeździe do miasta łapią mnie pierwsze krople, ale jakoś chyba uciekam chmurze i dalej poziom wilgotności mojego ciała i ubrania pozostaje w szeroko pojętej normie. Patrzę na licznik – to chyba najszybsze 20 km w moim życiu :)
Na Mąkołowskiej przy Mc’Donaldzie, czuję już trochę adrenaliny, trzy grzmoty w niedalekiej odległości podbijają tętno. Ale dalej ścigam się z chmurami, te niestety są już wszędzie, na wschodzie, na zachodzie, za mną i przede mną. Dojeżdżam do Podlesia i niestety musze dać za wygraną. Ktoś odkręca kurek z wodą. Ja chowam się pod daszkiem apteki.

Pada, pada, pada. Zjadam zapasy suszonych moreli, cykam kilka fotek i czekam……





No i doczekuję się. Po pół godzinie niebo się rozjaśnia i chmury znikają.
Wszystko zaczyna parować. Wracam do domu już bez większych przygód.

Z tlenowego treningu zrobił się ….hmmm no właśnie co to mi wyszło? :)

Dane wyjazdu:
118.00 km 0.00 km t-żer
05:45 h 20.52 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Podjazdy:717 m
Kalorie: 2955 kcal
Rower:

Góra Św. Anny

Sobota, 26 czerwca 2010 • dodano: 26.06.2010 | Komentarze 5

Pomysł odwiedzenia tego miejsca już od dawna kiełkował mi w głowie.
Opis wycieczki pewnego malarza-tapeciarza sprawił, że wreszcie mobilizacja osiagnęła optymalny poziom.
Niestety miejscowość ta jest tak niefortunnie położona, że z Katowic na jazdę tam i z powrotem jest za daleko, a na dojazd pociągiem i potem rowerem za blisko.
Mimo to rzuciłam hasło Św. Anna i otrzymałam pozytywny odzew.
O 8.31 z jedna minutą spóźnienia stawiłam się pod marusiowym domem.
Okazało się, że nie tylko ja zaspałam :)
Startujemy przez Lasy Kochłowickie.
I już na początku pierwsza przygoda. Okazuje się, że miejsce, które po opadach często jest zalane, dziś jest wyjątkowo zalane. Strumyk sięga mostka, przez który przelewa się woda, wokół pełno wsysającego błota zmieszanego z piaskiem.
Postanawiamy jednak spróbować przeprawy i po wręcz akrobatycznych wygibasach, z ilością błota na butach mocno przekraczających normę mkniemy dalej.
Jedziemy przez Chudów. Tu trochę focimy.
Omijamy Gliwice od południa. Asfaltami jedziemy przez:Paniówki - Bojków - Żernicę - Sośnicowice - az do Rachowic.
Potem wpadamy w przyjemny łatwy teren: Łącza - Rudziniec.
W Ujeżdzie wpadamy na asfalt i przez Zimną Wódkę jedziemy do Olszowej, skąd terenem do Poreby, gdzie odbywają się jakieś pokazy koni.
Stamtąd fajny zjazd do Leśnicy i pod górę, pod górę, pod góre.

Na miejscu troszkę zdjęć, choć dla niektórych za mało :)
Przejeżdżamy pod amfiteatr i zastanawiamy się, co tu zrobić z powrotem...
Na liczniku 100 km i drugie tyle do domu.
Postanawiamy jednak oszczędzic trochę nasze nogi i dojechać do Strzelców Opolskich skąd pociagiem wracamy do Katowic.
Połaczenie niestety nieciekawe, bo z przesiadką.

Wyjazd treningowo dobry. Równe tempo na asfaltach i szutrach. Mało niepotrzebnego zatrzymywania się.
Rozpoznanie terenu poczynione. Teraz mozna pojechać tam pokręcić się po technicznych fragmentach tras.
Starałam się jechać w strefie mieszanej 75 - 83%.

HRmax otrzymany przy szybkiej ucieczce przed dwoma burkami wiejskimi.
No nie powiem, już widziałam ich ząbki na moich łydkach.

Przeprawa przez wezbrany strumień Jamna. © marusia

...
Kategoria 100 i wiecej


Dane wyjazdu:
105.00 km 0.00 km t-żer
04:06 h 25.61 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Podjazdy:375 m
Kalorie: 2321 kcal
Rower:

Pierwsza Pszczyna i pierwsza setka w tym roku.

Niedziela, 4 kwietnia 2010 • dodano: 04.04.2010 | Komentarze 6

Wolny dzień i piękna pogoda.
Jutro ma lać.
Więc nie można było zrobić nic innego, jak strzelić jakiś większy dystans i trochę się zmęczyć. Tym bardziej, że w ciągu tygodnia będzie już delikatnie i regeneracyjnie przed pierwszym maratonem.
Wymyśliłam sobię samotną Pszczynę.
Chciałam trochę zdjęć popstrykac.
Nie wyszło :)
W drodze na 3 Stawy zauważam przede mną znajome barwy.
Krzysiek z Body i Sylwia w zmienionych twomarkowych barwach.
Pomyslałam, że kiwnę tylko cześć i dalej będzie samotnie - często potrzebuje takiego odreagowania.
Stało się inaczej.
Okazało się że i oni jada na Pszczynę, ale asfaltami. Nie miałam więc wyboru - postanowiłam się dołaczyc.
Po drodze dojechał do nas jeszcze Mieszko na szosie.

Pomijając irytujący wmordewind, który często zmianiał się na boczny oraz jeden kryzys przed samą Pszczyną wyjazd bardzo udany.
Troszkę pogadaliśmy o planach maratonowych.
Krótki popas na rynku w Pszczynie też był.
Kilka podjazdów się znalazło.
Większość trasy zrobiona na blacie. Półtora litra wody i jeden żurawinowy Corny.
Po powrocie porządny streching i pyszny obiad, o którym myslałam przez ostatnie pół godziny kręcenia.
Teraz może jakiś masaż???
I relaksująca muzyka...
Nie, muzyka znów ze spinningu. Muzyka cooldownowa, na której ciężko nie postukać sobie w kierownice i nie przypomnieć starych czasów :)


...

Dane wyjazdu:
135.00 km 0.00 km t-żer
06:06 h 22.13 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Podjazdy:880 m
Kalorie: kcal
Rower:

Pszczyna - kolejna odsłona :)

Niedziela, 28 czerwca 2009 • dodano: 28.06.2009 | Komentarze 0

Maraton w krakowie nie wypalił, góry nie wypaliły, wiec co?
Znów Pszczyna :)
Cusek poprosił żebym trochę poprzewodnikowała, więc co mi szkodzi, pomyślałam.
Trasa w tamtą stronę była standardowa. Natomiast z powrotem sobie trochę powymyslałam i udało się zaliczyć Lędziny.
Jechało z nami dwóch początkujących bikerów więc nie mieliśmy się spinać a tu średnia nie schodziła pooniżej 21 km/h :)

Trasa: Katowice-Tychy-Kobiór-Pszczyna-Goczłkowice Zdrój- Miedźna-Wola-Bojszowy-Bieruń-Lędziny-Murcki-Katowice

Drewniany Kościółek w Miedźnej © czarnamamba


Było mokro, błotnie i jeden os z poprzedniego tygodnia zaliczony. Pogoda idealna, nawet się opaliłam :)
A po powrocie pyszny posiłek regenaracyjny.

posiłek regeneracyjny :) © czarnamamba
Kategoria 100 i wiecej


Dane wyjazdu:
133.50 km 0.00 km t-żer
06:30 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Podjazdy:790 m
Kalorie: kcal
Rower:

Pszczyna odkryta na nowo.

Niedziela, 21 czerwca 2009 • dodano: 23.06.2009 | Komentarze 1

Nastała kolejna wolna niedziela, więc trzeba było z tego skorzystać. Niestety pogoda odstraszyła większość znajomych. Już myslałam, że będe samotnie kręcić po 3 stawach, a tu w sobote o 23.00 dowiaduję się, że jednak nie wszyscy boją się deszczu.

Hasło: Pszczyna
Reakcja: Znowu???

Ale cóż lepsza Pszczyna niż siedzenie w domu przed komputerem.
Więć ruszyłam w niedzielę o 9 rano na miejsce zbiórki.

Wycieczka była kameralna. Tym razem miałam przy sobie tylko trzech mężczyzn :)
Rowerowy skład tez był ciekawy - trzy fulle i jeden HT :)

Trasa do Pszczyny tym razem okazał się zupełnie nieoczekiwana i przebiegała pod hasłam OeSów :)
Nie pamiętam ile ich w końcu było, ale dwa z nich będę pamiętać jeszcze długo.
Jeden z nich był na tyskich Paprocanach, wywiozłam chłopaków w pole (a raczej w las), myslałam że pomyliłam drogi, jednak po wjechaniu w muldowaty teren mój tyłek przypomnieł sobie że tędy jechałam. Wtedy było to na HT, teraz full ślicznie łykał wszelkie niedogodności terenu :)
Drugi niezapomniany OS to Babczyna Dolina i genialny tajemniczy mglisto-wodno-błotny klimat. Gdyby była inna pogoda ten odcinek nie byłby taki zjawiskowy.

W Pszczynie trafiliśmy na Wielki Piknik, niestety rowerzyści nie byli mile widziani. Pozostał więc rynek i chwila odpoczynku na ławeczkach.

W drodze powrotnj nie obyło się bez dwóch pomyłek na trasie.

No i było jeszcze troche błota, na którym moje wybitnie niebłotne opony (Maxxis Crossmark)tańczyły jak baletnice :)

Ogólnie wyjazd jak zwykle udany.

Trasa: Katowice - Mikołów - Łaziska - Tychy Paprocany - Kobiór - Babczyna Dolina - Czarków - Pszczyna - Studzienice (x2:)) - Kobiór - Tychy - Katowice

fulle dwa © czarnamamba


trudny polski język © czarnamamba


beznadziejne miejsce na bidon © czarnamamba


kąpiele błotne © czarnamamba


po wywrotce © czarnamamba
Kategoria 100 i wiecej


Dane wyjazdu:
134.00 km 0.00 km t-żer
06:33 h 20.46 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Podjazdy:1565 m
Kalorie: kcal
Rower:

Rudy Raciborskie - sześciu bikerów i ja jedna :)

Niedziela, 14 czerwca 2009 • dodano: 14.06.2009 | Komentarze 7

Rower to sposób na poznawanie ciekawych ludzi. Czasem grono znajomch powiększa sie w dość szybkim tempie.
Dzis taki dzień. Nikt ze znajomych nie chciał ruszyć tyłka, ale do tego się już przyzwyczaiłam, więc wybrałam się z ekipą forumową :)
No i było miło.
Prawie jak zwykle byłam jedyną bikerką w towarzystwie, ale obroniłam honor kobiet.

Trasa: Katowice - Ruda Śląska - Chudów - Rudy Raciborskie - Zalew Rybnicki - Czerwionka-Leszczyny - Chudów - Ruda Śląska - Katowice

W Chudowie była jakaś średniowieczna impreza. Był walki rycerzy, koncert muzyki dawnej i pyszny karczek z grila.

Z mniej pozytywnych elementów to odmowa współpracy przez łańcuch. Spadł w Chudowie i zaklinował sie między ramą a najmniejsza zębatką :( Już myslałam że będe wzywać samochodowe posiłki ale mężczyznom udało się w końcu nakłonic do współpracy mój sprzęt :)

Rudy Raciborskie © czarnamamba


W Chudowie było już 109 :) © czarnamamba


W trasie na Rude. © czarnamamba
Kategoria 100 i wiecej