avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Mały

Dystans całkowity:115.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:09:46
Średnia prędkość:11.77 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Suma podjazdów:1908 m
Maks. tętno maksymalne:190 (95 %)
Maks. tętno średnie:157 (79 %)
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:57.50 km i 4h 53m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
54.00 km 0.00 km t-żer
04:06 h 13.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Po Beskidzie Małym wędrowanie.

Środa, 4 listopada 2009 • dodano: 05.11.2009 | Komentarze 12

Na liście rzeczy do zrobienia od dłuższego czasu nie odhaczony widniał wyjazd w zachodnią część Beskidu Małego.
Dziś odhaczyłam ten punkt, ale lista nie zrobiła się dużo krótsza :P

W planach był albo szyndzielniany standard, albo właśnie Magurka i wariacje na jej temat.

Kobieta zmienną jest (o czym przekonamy się dziś raz niejeden) więc, decyzja podjęta została dopiero w pociągu.

Myślałam, że może będę miała kompana w osobie Qby, ale najwyraźniej tą rowerową znajomość trzeba spisać na straty. Grześ dziś miał opis idealnie do tego pasujący – było minęło, a mogło wszystko…

Wymyśliłam więc sobie plan na dziś asfaltowe podjeżdżanie i terenowe zjeżdżanie.

Zaczęłam asfaltowym podjazdem z Wilkowic na Magurkę. Kolory, słońce… cud, miód i orzeszki…

jesień jeszcze w lesie © czarnamamba


kolory w drodze na Magurke... © czarnamamba


W końcu wjechałam, ale na szczycie wietrzysko takie, że szybko trzeba było uciekać.

popas z widokiem na Skrzyczne © czarnamamba


Z Magurki na Czupel, a potem w zamierzeniu w dół do Czernichowa.

Jezioro Międzybrodzkie © czarnamamba


Niestety najpierw nie zauważyłam ogromnej zamrożonej kałuży….poślizg i gleba ….Mamba cała w błocie.

tą dziurę zrobiłam ja :D © czarnamamba


Jak już się trochę wypucowałam okazało się, że chyba przez wywrotkę znów coś z przerzutką, łańcuch spadał w szprychy, chyba z pół godziny się męczyłam, prostowałam wózek, kręciłam przy lince i już myślałam, że będzie odwrót. Ale ostatecznie coś tam się poukładało i szło jechać, zaryzykowałam zjazd do Czernichowa, z którego mogłam, w razie czego, jechać asfaltem na pociąg.
I tak też chciałam zrobić, bo zaczęło się chmurzyć, niestety pragnienie przygody było silniejsze i pojechałam asfaltem do Żarnówki, by stamtąd zaatakować Hrobaczą Łąkę.

Pech chciał, że im wyżej byłam tym pogoda się pogarszała. Hrobaczą zdobyłam bez zatrzymywanek, ale jak byłam na platformie pod krzyżem, to już tak wiało i sypało śniegiem, że szybka ewakuacja była jak najbardziej wskazana :D

Hrobacza Łąka © czarnamamba


Pojechałam szybko czerwonym na Przełęcz U Panienki i tu dylemat – miało być do samego końca czerwonym, ale pogoda zasiała w moim sercu ziarno zwątpienia, wspinanie się na Gaiczki nie byłoby przyjemne w tych warunkach. Zarządziłam więc dalszą ewakuację żółtym(czarnego nie zauważyłam:P) w kierunku Kóz.

I powiem szczerze nie było to złe wyjście. Trochę kamiorów, mnóstwo zwalonych niedawnym śniegiem drzew. Jednak najlepsza była końcówka – istna wisienka na torcie – czysty flow.

Z Kóz drogami bocznymi na czuja kierowałam się w stronę Bielska, niestety ostatecznie nie udało się i z dwa kilometry zrobiłam krakowską :(

W mieście spotkałam dobrego znajomego…

a w Bielsku Reksio pokazał gdzie dalej jechać © czarnamamba


Zagadałam się i spóźniłam się 3 min na pociąg.
Godzina nudy na dworcu urozmaicona była jedynie czekoladą i herbatą z termosika, który na szczęście wzięłam ze sobą.

W pociągu nudę zaś wypełniało focenie i muzyka z głośnika, która poniżej.

WERSJAblackWHITE © czarnamamba


REKLAMAreklama © czarnamamba


okiem artysty :P © czarnamamba


Zdjęcie z wycieczki rowerowej © czarnamamba



<lt;lt;lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded

...
Kategoria Beskid Mały


Dane wyjazdu:
61.00 km 0.00 km t-żer
05:40 h 10.76 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Podjazdy:1908 m
Kalorie: kcal
Rower:

Żar i kilka innych podjazdów.

Niedziela, 5 lipca 2009 • dodano: 06.07.2009 | Komentarze 6

Mimo wielu porannych utrudnien udało mi sie pojawić na dworcu o ustalonej porze.
w planach był kultowy podobno podjazd na Żar i kilka innych ciekawych miejsc w okolicach Magurki i Hrobaczej.

Zaczęliśmy w Bielsku przez Straconke na Przęłęcz Przegibek. Natępnie Sokołówka i na Magurkę. Po drodze mała przygoda z rowerem Kamila. Wykrzywiony hak przerzutki i wizja powrotu do domu pociągiem, ale jednak chłopaki coś tam zmajstrowały i dało się jechać.

człowiek pierwotny © czarnamamba


Na Magurce mały odpoczynek. Nie powiem, już sam wjazd tutaj był dla mnie osiągnięciem :)


Po chwili wytchnienia jedziemy dalej - Czupel-Suchy Wierch i do Czernichowa.

krótka chwila bez wstrząsów © czarnamamba


przerwa na podziwianie widoków © czarnamamba


Gdzieś po drodze Tomek łapie ssssnejka, potem urywa wentyl z dętki i żeby było mało zaczyna padać :)
Miał być fajny zjazd ale szlak tak powymywany i z małym błotkiem, że z moimi umijętnościami technicznymi w rynnie nie sposób utrzymać przyczepność. Wi ęc wszyscy decydujemy się sprowadzać rowerki. Przynajmniej łydki sie ponaciągały :)

Z Czernichowa na Międzybrodzie i na Żar. Sam podjazd wcale nie taki ciężki jak zapowiadał organizator wycieczki, choć były momenty kiedy już nie chciało się kręcić. Uadaje nam się ładnym tempem wjechać na Żar, gdzie znów krótki odpoczynek i podziwianie widoków.

mieć skrzydła... © czarnamamba


I pamiątkowe foto całej ekipy.

wszyscy w komplecie na Żarze © czarnamamba


I wykresik przewyższeń dla wtajemniczonych



Z Żaru zjeżdżamy czerwonym. I tu znów pech Maruś najechał na butelkę pozostawioną przez turystów i rozdarł oponę. Ale wymyślił patent z plastikową butelką, dzięki czemu udało się przejechać do końca cała trasę.

Po zjeźdźie, na którym też w 50% trzeba było sprowadzać rowerki znowu wjazd żółtym szlakiem na Hrobaczą Łąke. Ten podjazd był zdecydownie trudniejszy niż Żar. Na dodatek zapas wody skończył się na samym jego początku.
No ale jakoś sie dokulaliśmy na góre :)

Hrobacza Łąka z moją obstawą :) © czarnamamba


GTek dawał rade © czarnamamba


Hrobacza Łąka - i jedziesz dalej :) © czarnamamba


Zjazd z Hrobaczej był kombinowany. Fejne single momentami i niestety bardzo wyniszczone szlaki, pogodą i działalnością leśników.

Potem już tylko Bielsko i pociąg.

Podsumowując - wycieczka genialna, sponiewierałam się niesamowicie. Reka po ostatnim wypadku dała rade, kolano zresztą też.

W sumie był to pewnego rodzaju debiut w górkach na szlakach nieasfaltowych.

No i przewyższeń prawie 2000 tyś :)
Kategoria Beskid Mały