avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Śląski

Dystans całkowity:2045.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:147:21
Średnia prędkość:13.88 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:45196 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:193 (96 %)
Suma kalorii:47931 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:42.60 km i 3h 04m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.00 km 0.00 km t-żer
03:05 h 13.30 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Podjazdy:1315 m
Kalorie: 2080 kcal
Rower:

Impresje na temat Trzech Kopców - sezon MTB rozpoczety.

Sobota, 17 kwietnia 2010 • dodano: 18.04.2010 | Komentarze 6

No i wreszcie stało się.
Sezon pure MTB rozpoczęty.
Mamba ma za sobą pierwsze w tym roku góry.
I to całkiem wysokie :)

Pogoda na dziś zapowiadała się nad wyraz korzystnie. Murowaną przełożyli na inny termin.
Karpacz zbliża się wielkimi krokami. Trzeba trenować, trenować, trenować. A gdzie najlepiej? W górach :)

O dziewiątej zbiórka pod moim domem.
Pakowanie rowerów.
Kierunek – Wisła.

Na miejscu jesteśmy „tylko” z półgodzinnym opóźnieniem, ale i tak mamy dobrą godzinę.
Szykujemy rowery i siebie. Pan stojący niedaleko auta spogląda ciekawsko, jest zimno, więc kobieta chwilowo bez koszulki jest dla niego atrakcją.

już na miejscu © czarnamamba


W końcu ruszamy. Kierujemy się żółtym szlakiem na Trzy Kopce.
Pierwszy szczyt w tym sezonie. Tętno na tym podjeździe zdążyło wskoczyć zdecydowanie za wysoko. Robimy krótka przerwę i foto.

Trzy Kopce Wiślańskie © czarnamamba


Z Trzech Kopców żółtym na Salmopol. Pod koniec szlaku odbijamy nieoznakowaną ścieżką w prawo na Wyrch Malinka, wyskakujemy na asfalt, który prowadzi już na samą przełęcz.
Tu w słoneczku herbatka i krówki. W stoliku obok lokalesi zajadają truskawki :)

Po dość długim popasie postanawiamy uderzyć na Brenną. Najpierw czerwonym na Grabową. Potem czarnym do samej Brennej. Niestety czerwonym jedzie nam się tak dobrze, że nie zauważamy odbicia czarnego i dojeżdżamy prawie do samego Kotarza :) Po drodze Artur zalicza bardzo efektowne wypięcie i wyskok z roweru. Jego opony zdecydowanie nie radzą sobie w błocie, ale biały gymnasioński strój pozostaje biały :)
Krótkie rozeznanie w mapie, kilka zdjęć i w drogę

gdzie by tu jechać? © czarnamamba


krótki streching © czarnamamba


międzyteamowa integracja © czarnamamba



po drugiej stronie lustra... © czarnamamba



orange © czarnamamba


Do Brennej bardzo przyjemny zjazd z kilkoma trudnymi odcinkami.
Po drodze nawet jedna chopka się znalazła :)

Z Brennej zaś długi asfalt na B. Leśnicę, a stamtąd zielonym znów na Trzy Kopce.

Tutaj już zupełny relaks. W planach była spokojna „niedzielna” wycieczka, więc postanawiamy już nigdzie nie kręcić. Rozkładamy się na słoneczku i nadrabiamy niedobór witaminy D.
Kilka zdjęć tez udało się cyknąć:

Miejsce gdzie nawet król piechotą chodzi…

miejsce zadumy © czarnamamba


A tam nieoczekiwany widok ze środka….

widok na ... © czarnamamba


Tu już w całej okazałości. Kto zgadnie, co to za szczyt?

a tu już w całej okazałości © czarnamamba


O 18.00 zaczęło robić się już zimno i głodno. Zarządzono jazd do Wisły na papu.
Przy szamaniu rozmowa o zrobionych kilometrach. Szacujemy, że zrobiliśmy koło 800-1000 metrów przewyższenia. A tu zupełnie miła niespodzianka. Artur zlicza metry z licznika – okazuje się że na 40 km zrobiliśmy 1300m. Okazuje się więc, że wykonaliśmy całkiem dobry trening.
Wracamy już po ciemku i przy dość niskiej temperaturze.
Nie możemy się jednak nie zatrzymać przy jednym hotelu, który każdemu rowerzyście się skojarzy…

nobby nic ? © czarnamamba


I mała wiślańska impresja:

made by artur © czarnamamba
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
52.00 km 0.00 km t-żer
05:05 h 10.23 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 3175 kcal
Rower:

Zachód słońca na Baraniej Górze

Sobota, 21 listopada 2009 • dodano: 22.11.2009 | Komentarze 25

Wielu znajomych bikerów o górach już zapomniało.
Ale nie ja - czarnaMAMBA ciągle nadaje :D

Wykorzystując kolejne pogodne jesienne dni, zainspirowana wycieczką
foxia, wybrałam się na trasę troszkę już znaną, ale nigdy w całości nie przejechaną.

Kondycyjnie ciężko, ale radość z pokonanych korzeni, kamieni, tudzież innych elementów flory, była ogromna.

Maruś, mój wierny kompan, również nie odpuszczał :D

Zaczęliśmy podjazdem z Wisły Głebce zielonym na Stożek. Dzięki uprzejmości jednego z miejscowych, który wskazał nam alternatywną drogę, udało nam się ominąć ogromne błoto w początkowej części trasy.

początek w kierunku Stożka © czarnamamba


Opisywany podjazd dał nam niezły wycisk, jestem na etapie kompletnego roztrenowania, więc tętno miało być w miarę niskie, niestety pulsometr pikał jak najęty, wskazując puls zdecydowanie powyżej progu mleczanowego :)

Ale były i momenty kiedy udawało mi się złapać oddech, wyprzedziłam Marusię, a w efekcie zapewniłam mu główną rolę w filmie Oszukać zmęczenie VII.

<lt;lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded

O urokliwych widokach na Stożku nie piszę, bo każdy je zna.
O DHowcach też nie wspominam. Przez chwilę była dyskutowana ewentualna wymiana rowerów, ale w ostateczności uznałam, że z moim rumakiem się nie rozstanę :)

Po Stożku każdy zorientowany wie, co następuje – korzenie, kamienie i gdzieniegdzie błotko czerwonym szlakiem aż do samej Kubalonki.

Za Kiczorami © czarnamamba


i błotka było troszkę © czarnamamba


Czasu nie było na focenie, ale kamerę z aparatu trzeba było wykorzystać :P

<lt;lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded


Z Kubalonki na Stecówkę, gdzie chwila odpoczynku i ładowanie akumulatorów.

Na Stecówce focenie © czarnamamba


popas na Stecówce © czarnamamba


Potem w kierunku Pietraszonki – ta zawsze będzie mi się kojarzyć z licealnymi latami i piwami wypitymi w Gumisiu. Niestety do samej Pietraszonki nie dojeżdżamy, bo przez nieuwagę odbijamy na czerwony szlak w kierunku Przysłopa. Gdy się orientujemy, nie chce nam się już wracać, choć to tylko jakieś 100 metrów w tył. Najlepsze jest to, że Mariusz pyta co mówi mi moja kobieca intuicja, a ta wprost krzyczała aby się wrócić. Niestety wybieramy czerwony szlak, który po beznadziejnym kamienistym zjeździe, przechodzi w beznadziejny podjazd.

i gleba na czerwonym pod Przysłop © czarnamamba


Tak czy owak udaje nam się dotrzeć do Przysłopa, gdzie miała zapaść decyzja czy atakujemy Baranią Górę. Decyzja zapada – 14.30 damy radę :)

w kierunku Baraniej Góry © czarnamamba


No i dajemy radę, choć po drodze błota i wody co nie miara. Pod koniec mamba zapada się po łydki w błocie, Marusi też to nie omija. Do końca wycieczki towarzyszy nam przyjemny chlupot w butach :)

Ale radość z wjechania o tej porze roku na Baranią i widoki wynagradzają wszystko.

jesienny widok z Baraniej Góry © czarnamamba


księżniczka na wieży © czarnamamba


Potem szybkie wykręcanie skarpetek i fiu w dół, by uciec przed ciemnościami.

Trasa, nie powiem wymagająca, kilka razy odpuściłam, bo miałam przed oczami siebie wyłożoną na tych wszystkich kamierdolcach.

Nawet udało się co nieco utrwalić:

<lt;lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded


Niestety przed zmrokiem nie udało się uciec, było ciemniej i ciemniej, i ciemniej, a potem tylko woda błoto i ciemność przed oczami.
Nawet czołówki w tej ciemności nie dawały rady.
Nie wiedziałam momentami czy jadę jeszcze po szlaku, czy może już wjechałam w koryto rzeki i tak z prądem płynę :D

W końcu jednak udało się i pod kołami poczułam asfalt. Tym razem okazał się zbawieniem :)
Tym bardziej, że do pociągu zostało nam 30 min.
Końcowa część trasy to asfalt, asfalt, asfalt i ściganie się z czasem.

Zdążyliśmy. Zastanawiałam się tylko czemu pani w okienku kasowym patrzy się na mnie troszkę dziwnie. Ale jak spojrzałam na Mariusza pozostało mi się tylko uśmiechnąć i czekać na następna taką wycieczkę :)
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
54.00 km 0.00 km t-żer
04:15 h 12.71 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Bombowe Bielsko i takie też zjazdy.

Środa, 23 września 2009 • dodano: 23.09.2009 | Komentarze 0

Jesień już puka do drzwi.
Słychać ją już.
Jest niczym Buka z Muminków. Jeszcze jej nie widzisz, ale już wiesz, że się zbliża.

Z ładnej pogody wypada więc korzystać jak najdłużej.
I skorzystałam dziś w towarzystwie Mariusza :)
W zamian za jurajską wycieczkę, obiecałam mu pokazać kilka miłych beskidzkich zjazdów i podjazdów.

Trasa to już taki mój ostatnio kręcony standard, troszkę jednak zmodyfikowany.

Zaczynamy znów z Bielska.
O czerwonym na Skrzyczne i dalej na Klimczok nie piszę, bo zaczynam rozpoznawać już tam poszczególne kamienie :)

z Szyndzielni na Klimczok © czarnamamba


Dalej na Błatnią, tu niestety podjazd „ściana” dalej nie do pokonania.
Kamienie i suche nie wiem co między nimi dają się dość we znaki. Mariuszowe oponki tańczą cza-cze (wiem że nie tak się pisze:P). Ja łapię przyczepność Nevegalem z przodu.

Na szczycie krótka przerwa na focenie i jedzenie. Piękny widok skłania do rozmyślań i rozmów egzystencjalnych.

tylko ja, mój oddech i góry słyszące każdą moją myśl.... © czarnamamba


Długo zastanawiamy się również nad dalszą trasą. Niestety z racji pociągów, rzadko jeżdżących w relacji Ustroń-Katowice, Równica odpada.
Wybieramy moją propozycję – zjazd z Błatniej żółtym do Jaworza Górnego, potem niebieskim szlakiem do Jaworza Nałęża, stamtąd czerwonym na Czupel, Mały Cisowy, Wielką Cisową i zaliczenie drugi raz Błatniej. Potem zjazd niebieskim do Wapienniczy. Taka ósemeczka na mapie :D

Wybór trasy okazuje się trafiony. Zjazd żółtym – miodzio. Podjazd czerwonym na Błatnią poza kilkoma fragmentami też udany. No a zjazd niebieskim…hmmm… dalej odkrywam w sobie umiejętności, o których nie wiedziałam.
Co najważniejsze Marusi też się podoba i widzę, że kiełkuje w nim myśl o rozszerzeniu swojej stajni. Ściganta już ma, teraz czas na fulla :D

ciśśśśśśśś pod ta góra © czarnamamba


sruuuuuuuuuuuuu © czarnamamba


wycinak w skupieniu łyka kamiory © czarnamamba


Gdy dojeżdżamy do Jeziora Wielka Łąka postanawiamy jeszcze trochę pofocić:

Jezioro Wielka Łąka © czarnamamba


A potem bocznymi drogami udajemy się już w kierunku centrum.
Szybko rozpoznaję jednak drogę i przypominam sobie, że w okolicy znajduje się Pub Strudzonych Rowerzystów. Postanawiamy wpaść tam na piwko.
Rzeczywiście rowerzystów od groma i wszyscy popijają złoty izotonik :P
Ciekawe jak by tak policja zaczaiła się za rogiem???

My rozkładamy się na łaczce i też raczymy się złotym Izo podgryzając czekoladę, niestety momentalnie zjawia się pies łasuch, który ma chyba jakiś czujnik wykrywający cukier. A nachalny jak cholera jest. Nie pozostaje nam nic innego jak oddać mu jego część :D

pies łasuch © czarnamamba


Koniec końców musimy się zbierać, czasu do pociągu mało. W maksymalnym tempie dojeżdżamy na dworzec.

I tu kolejna niespodzianka dnia – na skrzyżowaniu przed dworcem mija nas na syrenach wóz strażacki.
I gdzie się zatrzymuje???
Pod dworcem.
Okazuje się, że ogłoszono alarm bombowy.
Nie wiadomo co z pociągami i ile to potrwa…..

Rozkładamy się wiec na trawce na kolejny popas. Nie trwa on jednak długo. Myślę, że były to tylko ćwiczenia, bo po 15 minutach podobno dworzec jest czysty, wznawiają ruch pociągów i można wejść na perony.
Dalszy powrót do domu przebiega już bez żadnych zakłóceń.

Do posłuchania dziś na sen:

<lt;lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded



Jutro wolny dzień, podobno ma padać… może więc Buka zatrzyma się gdzieś po drodze na odpoczynek.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
60.00 km 0.00 km t-żer
04:50 h 12.41 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:1800 m
Kalorie: kcal
Rower:

Skrzyczne Trophy

Niedziela, 20 września 2009 • dodano: 20.09.2009 | Komentarze 5

Prawdopodobnie ostatni ładny weekend tego lata.
Nie mogłam zrobić nic innego, jak wybrać się na rower.
Nie znaczy to wcale, że w deszcz i niepogodę rumak będzie stał w pokoju.

Wybór trasy był łatwy. Dwa dni wcześniej przeczytałam propozycje Tora na BikeForum:

SKRZYCZNE TROPHY – hmm brzmiało interesująco :D

Skład kameralny – Tomek, Mariusz Abstynent i Ja – Mamba oczywiście.

Trasa: Bielsko Biała – Szyndzielnia – Klimczok – Przełęcz Karkoszczonka – Hyrca – Kotarz – Grabowa – Biały Krzyż – Malinów – Malinowska Skała – Małe Skrzyczne – Skrzyczne – zjazd pysznym czerwonym szlakiem do Buczkowic - Wilkowice

Zaczynamy standardowo w pociągu relacji Katowice – Bielsko. Podróż niestety nie przebiega zbyt przyjemnie. Ilość ludzi w stosunku do ilości miejsca zdecydowanie nie porównywalna.

Spora grupa rowerzystów pozwala jednak na pewną refleksję. 20 rowerów w przedziale i każdy inny, każdy właściciel inny, inne motywy jazdy na dwóch kółkach, inny styl jazdy. Ale dla każdego rower jest ważnym elementem życia.

Szybko, nie szybko udaje nam się wysiąść w Bielsku.
Stamtąd kierujemy się na Dębowiec, gdzie czeka na nas Abstynent.
Zaczynamy czerwonym rozkręcającym szlakiem na Szyndzielnie i potem Klimczok. Znam go już na pamięć ale cieszę się widząc różnicę w zmęczeniu odczuwanym na tym podjeździe. Długa jazda jest też dobrą okazją do poznania nowego bikera z Bielska :)

zaczynamy podjazdem na Szyndzielnie © czarnamamba


Z Klimczoka długo oczekiwany przeze mnie zjazd na Karkoszczonke. Ostatnio był pechowy. Tym razem znów jestem zadowolona. Owszem korzenie są dla mnie nie do przejechania, ale udaje mi się zjechać w dwóch miejscach w których ostatnio było sprowadzanie. Nie wymiękłam :P Moi mężczyźni też nie wymiękli poza kilkoma fragmentami. Ale zjechanie tego na HTlu jest i tak mistrzostwem świata.

znów buszuję w zbożu © czarnamamba


techniczny zjazd czerwonym na Karkoszczonkę © czarnamamba


Na polance przy Chacie Wuja Toma robimy krótki popas i wygrzewanie się w słońcu. Spotykamy bikerów, którzy robią tą samą trasę tylko odwrotnie.
Kilka wymienionych zdań i ruszamy dalej czerwonym.
Trasa to typowa sinusoida. Podjazd, zjazd, podjazd zjazd. Trochę podprowadzania też się znalazło, ale to nie burzyło przyjemności z jazdy  No i kilka razy udało mi się wykorzystać naturalne hopki. Poczułam, że latam i teraz wiem, że chcę jeszcze :P

kolejny z podjazdów © czarnamamba


i zjazd... © czarnamamba


i podjazd.... © czarnamamba


i zjazd... © czarnamamba


i podjazd, a raczej podprowadzanie :P © czarnamamba


W Końcu dojeżdżamy na Biały Krzyż. Niemiły incydent z panem z jednej z knajp sprawia, że nie zabawiamy tam długo.
Kierujemy się więć na Malinowską Skałę. Troszkę podprowadzania, ale wrew słyszanym opiniom podjazd całkiem miły.

Na Malinowskiej Skale © czarnamamba


zabawa światłem © czarnamamba

Potem już tylko Małe Skrzyczne i „Duże” Skrzyczne.

W drodze z malinowskiej na Skrzyczne © czarnamamba


I cel osiągnięty.

Mamba i antena na Skrzycznem © czarnamamba


Na Skrzycznem popas nad popasy.
Wciągnęłam pierogi z mięsem i strzeliłam dużego Żywca z soczkiem.
Pycha.
W międzyczasie zastanawialiśmy się jak skończyć wycieczkę. Pomysły były różne.
Wykorzystałam milionerowy telefon do przyjaciela i zaproponowałam zjazd czerwonym do Buczkowic. Niestety połowie ekipy zależało na szybkim powrocie do domu. Postanowiliśmy się podzielić. Tomek i Abstynent zjechali do Szczyrku trasą narciarską, a ja z Marusią stawiliśmy czoła kamierdolcom skrzyczeńskim.

Tu też było pysznie. W czasie zjazdu zrobiłam kilka myków, o których nawet nie wiedziałam, że potrafię. Endorfiny w mózgu zaczęły buzować. Marusia też nie odpuszczał. Owszem w kilku miejscach rumaki były sprowadzane, ale „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść” :P

Na dworzec w Wilkowicach zjechaliśmy 5 minut przed pociągiem, w którym siedział też Tomek.

Więcej pisać chyba nie trzeba.
Wycieczka miała wszystkie elementy konieczne, by była udana.

<lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded

A muzyczka znaleziona przypadkowo, ale jakże wpadła mi w ucho.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
40.00 km 0.00 km t-żer
02:50 h 14.12 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:930 m
Kalorie: kcal
Rower:

Beskidzkie węże czyhają na samotnych wędrowców

Środa, 9 września 2009 • dodano: 09.09.2009 | Komentarze 3

Zastanwiając się gdzie dziś wyruszyć, wymysliłam sobie Jurę, albo Częstochowę.

Nie chciało mi się jednak zmieniać opony przedniej, a ta przeznaczona jest raczej na górskie klimaty - kenda nevegal.

Byłam zdecydowanie niezdecydowana.

Decyzja zapadła dopiero na dworcu - Bielsko Biała i trasa zrobiona ostatnio z ADHDowcem.
Tym razem samotnie.

Podjazd na Szyndzielnie - fragment niebieskim, a potem już znanym czerwonym. Niestety niebieski jest raczej szlakiem zjazdowym, więc troszkę pchania było.

Potem wjazd na Klimczok, a raczej jego ominięcie czarnym. Samemu ciężko było z mobilizacją, ale dałam radę :)

Z Klimczoka Żółtym na Błatnią.
Tam piękny widok, mocne słońce i godzina bimbania.

Z Błatniej niebieskim do Bielska. Bardzo fajny zjazd. Jakieś 30 metrów musiałam sprowadzać, wolałam nie ryzykować upadku.
Niestety tutaj pierwszy raz spotkałam węże na trasie i nie obyło się bez wymieniania dętki. Długo zastanawiąłam sę kiedy złapię pierwszą w życiu pane. Ale żeby to było akurat na pierwszej samotnej wycieczce w Beskidy???
Przy okazji rozregulowała mi się przerzutka, na szczęście wystarczyło pokręcić tu i ówdzie :)

Dalej było juz spokojnie asfalt do samego Bielska.

Niestety na dworcu byłam dopiero o 17, godzinkę czekania na pociąg wypełnił streching oraz posiłek regeneracyjny - banan, nektaryna, wafle sonko w polewie jogurtowej, powerade.

Błatnia © czarnamamba


widok z Błatniej na południe © czarnamamba


na dworcu w Bielsku © czarnamamba


Dziś piosenka śpiewana przez dziewczynę z gitarą w przejśćiu między peronami na dworcu w Katowicach.

<lt;lt;eurl=about:blank&feature=player_embedded

Dawno nie słuchałam Edyty. Trzeba znaleźć płytkę :)

Aha i pozdrawiam czytająćych te wypociny me.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km t-żer
01:16 h 19.74 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Enduro

Czwartek, 27 sierpnia 2009 • dodano: 28.08.2009 | Komentarze 12

Długo produkowany opis mi zniknął.

Dziś 14 wrzesień i naszła mnie wena, żeby po raz drugi opisać wypadki, jakie miały miejsce.

Po asfaltowo nabitych kaemkach przyszła pora by znów obniżyć sobie średnią prędkość. Endurowa znajomość z ADHDowcem Qba się rozwija więc pomysł był, by więcej pozjeżdżać niż wjeżdżać.

Na Szyndzielnię wdrapujemy się z mozołem...uff... ciężko wydawać te 18 złotych na kolejkę :P

Z Szyndzielni znana już trasa na Klimczok, a stamtąd czerwonym szlakiem na Karkoszczonke do Chaty Wuja Toma.

Niestety Qbek źle ocenia moje możliwości. Szlak jak dla mnie momentami ciut za trudny.
Ale ambitnie walcze, czego rezultatem jest pierwsze w życiu OTB :D
Na szczęście nic powazniejszegi się nie dzieje. Nogi i ręce na miejscu.

Po drodze udaje nam się trochę pofocić, efekty widać poniżej.

W Chacie postanawiamy wypić po pivku na odwagę :P ponieważ dalej czeka nas podobno niezły zjazd do Szczyrku.
Popas długi więc procenty zdązyły się rozejść po ciele.

Ruszamy dalej.

Przejeżdżam 50 metrów i nagle coś blokuje mi koło. Trzsk! Prask!
Odwracam się patrzę, a tu przerzutka wisi na łańcuchu, ten wkręcony w szprychy, a hak przerzutki w rozsypce.

Próby naprawy nie skutkują. Brak skówacza uniemożliwia skrócenie łańcucha.
Na dodatek Qba podczas reperowania sprzetu roztrzaskuje mój licznik o kamiory.

Zaczynamy zastanawiać się, jak tu wrócić do domu.
Jedyne wyjście to powrót na Klimczok zielonym, a potem zjazd do Bielska.

Podchodzenie z rowerem w miejscach gdzie świetnie by się podjeżdżało daje nieźle po moralach.
Na Klimczok trafiamy, gdy już się ściemnia.

Wiemy już, że będziemy zjeżdżać po ciemku, więc postanawiamy pobawiać się aparatem.
Zdjęcia wychodzą bardzo ciekawe.

Potem czołówki na głowy i siup.

Kamiory beskidzkie są fajne, ale kamiory po ciemku jeszcze lepsze.
Oczywiście Qba jest szybszy ode mnie ale co jakiś czas na mnie czeka.

Niestety w pewnym momencie znika wjeżdżając w jakiś singiel w lesie, a przede mną pojawia się rozjazd dróg.

Hmmm i gdzie tu jechac???

Stoję chwilkę.
Ja, ciemny las i pohukiwanie puchacza.
Gdybym była sama nie było by mi do śmiechu.
Na szczęście zauważam majaczenie Qbowej czołówki w oddali, więc wybieram odpowiednią drogę.

Reszta zjazdu przebiega już bez problemów.

Do domu docieramy o 21;50 :)

Mimo 450 zł strat:

-zepsuty licznik
-powyginany łancuch
-złamany hak przerzutki
-skrzywiony wózek przerzutki

warto było wybrać się w tą beskidzką wyrypę :D



enduraki na wyciągu © czarnamamba


QBA © czarnamamba


buszująca w zborzu © czarnamamba


czołówka+odrobina fantazji - schronisko na Klimczoku i nasze bajki © czarnamamba


dwie mamby :) © czarnamamba


w tle Bielsko Biała © czarnamamba
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
80.00 km 0.00 km t-żer
03:44 h 21.43 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Podjazdy:934 m
Kalorie: kcal
Rower:

Szosowo po górkach - weekend w środku tygodnia

Środa, 26 sierpnia 2009 • dodano: 28.08.2009 | Komentarze 0

Trzy dni wolnego trzeba było wykorzystać :)
Znany tu i ówdzie w bikerskim śwatku Qba J. pseudonim "filozof" postanowił porobić za przewodnika po asfaltowym Beskidzie Śląskim.
Poprzednia wyprawa pokazała, że pewne fatum nad nami wisi, ale nam nie straszne przecież takie zabobony.

Trasa: Bielsko B.- Bystra Śląska - Meszna - Buczkowice - Szczyrk - Salmopol Biały Krzyż - Wisła Malinka - Wisła Centrum - Ustroń - Nierodzim - Górki Wielkie - Jaworze Nałęże - Bielsko B.

Trasa była bardzo miła, choć na fullu niezbyt dobrze jeździ się po asfalcie.

Punktem kulminacyjnym był oczywiście podjazd ze Szczyrku na Biały Krzyż.

Nudnawy trochę, ale nie powiem dawał w kość.
Podjazd pokonany nie schodząc niżej niż 2/2, wiec nie jest najgorzej.

Z miłych rzeczy - przyjemny postój z przerwą na jeżyny i szmanko w Wiśle Malince.

Powrót po ciemku to ostatnio standard, napiszę więc tylko, że furrorę zrobiliśmy przejeżdżając koło wiejskiej młodzieży z czołówkami na głowach :P

Wisła w Ustroniu © czarnamamba


z czołóweczką © czarnamamba


oooostro © czarnamamba
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
35.00 km 0.00 km t-żer
02:46 h 12.65 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Podjazdy:936 m
Kalorie: kcal
Rower:

Allmountain po Beskidzie

Niedziela, 23 sierpnia 2009 • dodano: 28.08.2009 | Komentarze 1

Pogoda nie wróżyła za dobrze, wczoraj padało i padało, ale na szlakach o dziwo mało wody.
Wyjechaliśmy na wyrypę za późno, więc i trasa nie mogła być za długa.

Podjazd na Szyndzielnie bezproblemowy (nie licząc braku kondycji :))
Potem fajne zjady i trochę podjazdów.

Na Błatniej świetne widoki i łatanie dętki, oczywiście nie mojej :P
A w schronisku gorąca czekolada i rodzynki w czekoladzie.

Przejezd przez rzekę dwa razy.

Niestety za drugim razem z głupoty i szaleństwa Qba wrąbał się po kolana do wody, a ja nie byłam dużo gorsza, bo po kosteczki.

Efekt - końcówka trasy bardzo fajna, w totalnym przemoczeniu.

Przemyślenia - technika, technika, technika.

No i tu zaczęła się pechowa seria - telefon Qby zalany :(

Trasa:
Bielsko B. - Szyndzielnia (szlak czerwony) - Trzy Kopce (czarnym)- Błatnia(żółtym) - Jaworze Nałęże (najpierw żółty potem nieznana mi ścieżką)- Bielsko B.

podjazd na Szyndzielnie © czarnamamba


znów w zborzu © czarnamamba


na Błatnią © czarnamamba


Błatnia zdobyta © czarnamamba
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km t-żer
02:02 h 12.30 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Podjazdy:650 m
Kalorie: kcal
Rower:

Rozjazd po maratonie - Stożek Wielki

Niedziela, 16 sierpnia 2009 • dodano: 19.08.2009 | Komentarze 0

Korzystając z tego, że jesteśmy w górach i mamy rowery górskie (słowa Marusi) dzień po maratonie trzeba było też trochę pokręcić.

Pogoda przemawiała za rowerkami wodnymi, ale słabe były namowy Tomka i potem też moje. Mimo przerażającego słońca postanowiliśmy nabić kolejnych kilometrów.

Trasa miała być niewymagająca. Wybraliśmy więc Stożek.

Trasa: Wisła Centrum – Jawornik – Soszów Wielki – Wielki Stożek – Przełęcz Łączecko – Wisła Głebce – Wisła Centrum

Początek na rozgrzewkę był asfalcikiem aż do kolejki krzesełkowej na Soszów. W tym miejscu kryzys spowodował, że postanowiliśmy jednak wjechać kolejką na górę. Niestety albo i stety okazało się, że jest zakaz przewozu rowerów kolejką. Trzeba więc było cisnąć dalej. Teraz już terenem niebieskim szlakiem. Był on jednak całkiem przyjemny i kryzys szybko minął.

niebieski szlak © czarnamamba



w drodze na Soszów © czarnamamba


sekcja kobieca wycieczki © czarnamamba


Na Soszowie oczywiście odpoczynek i kilka fotek. Jak zwykle bezcenne miny turystów, pytające jak oni to robią???

Maruśia zdobywa szczyty © czarnamamba


obmyślamy dalszą trasę © czarnamamba


Z Soszowa pędzimy niebiesko-czerwonym szlakiem na Stożek. Nie tak dawno tędy zjeżdżaliśmy (patrz czeska wycieczka). Niestety jeden krótki fragment był nie do wjechania.

fragment niebieskiego szlaku na Stożek © czarnamamba


Na Stożku znów odpoczynek, batoniki i zupa pomidorowa. Tomek mówił, że przepyszna.

odpoczynek na Stożku © czarnamamba


w tle schronisko na Stożku © czarnamamba


Krótkie ustalenia i postanawiamy zjechać nieznanym jeszcze niebieskim szlakiem do Wisły Głębce. Okazuje się, że to świetny wybór.

zjazd niebieskim szlakiem ze Stożka do Wisły Głebce © czarnamamba


W Wiśle idziemy na mały popas. Piwko, lemoniada i żarełko – ja jadłam wieprzowinke z pieczarkami, była pyszna.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
72.00 km 0.00 km t-żer
05:09 h 13.98 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Podjazdy:1837 m
Kalorie: kcal
Rower:

Polsko-czeskie kręcenie po Beskidzie.

Niedziela, 12 lipca 2009 • dodano: 13.07.2009 | Komentarze 4

Nastał kolejny weekend, więc trzeba było to wykorzystać rowerowo :)
Miałam jednak dylemat, bo dwie ekipy znajomych organizowały dwa fajne wypady.
Obojętnie co bym wybrała tej drugiej opcji bym żałowała.
Miał zadecydować więc przypadek. O której się obudzę, na ten pociąg pójde.

Wstałam wcześnie - 5:50, wiec wybór padł na polsko-czeskie kręcenie.

Zbiórka jak zwykle na dworcu.
Tradycyjnie oczywiście przygody z wsiadaniem do pociągu :)
Rower był już w przedziale, a właściciela na horyzoncie brakowało. Na szczęście w ostatniej chwili, gdy pociąg już jechał udało mu się jeszcze wskoczyć.

Wysiadka w Wiśle po dwóch i pół godzinach jazdy.
Na dworcu spotykamy Marka i ekipa jest gotowa do drogi.

Skład: Tomek, Marcin, Piotrek, Marusia, Zygi, Damian, Marek no i ja - czarnaMamba.

Trasa: Wisła Uzdrowisko – Kubalonka – Kiczory – Stożek – Studenciny – Bahenec – Pisek – Polanka – Girova – Na Dilku – Bukowec – Istebna – Kubalonka – Wisła Uzdrowisko.


Pierwszym punktem docelowym była Kubalonka, najpierw asfalt tak zwana drogą prezydencką.

droga prezydencka © czarnamamba


Z Kubalonki najpierw stromym asfaltem, a potem miłym terenem wspinamy się na Kaczory i Stożek.

Czasem trzeba zejść z bika. Czasem sami sobie przeszkadzamy w jeździe. Jak jeden spadnie inni tez lecą. A potem już nie tak łatwo wskoczyć na siodło 

na Kiczory © czarnamamba


gdzieś w drodze na Stożek © czarnamamba


odpoczynek © czarnamamba


tak zwana wyrypa © czarnamamba


Szpagaty tez ćwiczyliśmy, przechodząc przez konary.

Błotka tez nie zabrakło.

istebiańskie błotko © czarnamamba


Na Stożku przerwa regeneracyjna – papu i takie tam.

Potem zjeżdżamy przyjemnym czeskim singlem

czeski singletrack © czarnamamba


Po drodze przerwa na sesję zdjęciową. Przepiękna panoramę trzeba było uwiecznić.

jak zwykle z obstawą :) © czarnamamba


Następnie śliczny, szybki zjazd do Piska.

Po zjeździe zawsze następują podjazdy, więc wspinamy się na Girovą.

Na Girovej © czarnamamba


Chłopaki wcinają schabowe, ja się opalam  Po dość długiej przerwie dochodzimy do wniosku, że czasu jakoś mało i nie wiadomo, czy zdążymy na pociąg.
Zbieramy się wiec szybko i zjeżdżamy z Girowej do Na Dilku.
Dalej trochę miesza mi się trasa, ale w ostateczności docieramy do przejścia granicznego Bukowec skąd z braku czasu asfaltem kierujemy się na Istebną.
Tam już bagatela tylko wjazd na Kubalonkę. A potem długi zjaaaaaaaaaazd praktycznie do samej stacji w Wiśle.

W pociągu kupe rowerów, wszyscy wymęczeni, ale zadowoleni.
No i plany na następny wyjazd.

pociąg © czarnamamba
Kategoria Beskid Śląski