avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Śląski

Dystans całkowity:2045.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:147:21
Średnia prędkość:13.88 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:45196 m
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:193 (96 %)
Suma kalorii:47931 kcal
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:42.60 km i 3h 04m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
46.00 km 0.00 km t-żer
03:15 h 14.15 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rock'n'rolla zagrajcie mi

Niedziela, 13 maja 2018 • dodano: 17.05.2018 | Komentarze 0

Dziś już się udało. Pojeżdżone. Trzy razy Rock'n'rolla i Twister.

Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km t-żer
01:03 h 14.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:150 m
Kalorie: 650 kcal

Burza na Borsuku

Sobota, 12 maja 2018 • dodano: 17.05.2018 | Komentarze 0

Miało być jeżdżenie, a przyszła burza i pozamiatała.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km t-żer
02:01 h 9.92 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Podjazdy:850 m
Kalorie: 950 kcal

Borsucze ścieżki

Niedziela, 22 kwietnia 2018 • dodano: 16.05.2018 | Komentarze 0

Niedzielne ęduro po borsuczych ścieżkach :))))

Dane wyjazdu:
22.00 km 0.00 km t-żer
01:51 h 11.89 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:765 m
Kalorie: 580 kcal

Borsukowo na szybko po serwisie

Czwartek, 19 kwietnia 2018 • dodano: 21.04.2018 | Komentarze 0

Po serwisie u Macieja szybkie kółeczko z Szyndzielnią.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km t-żer
02:19 h 8.63 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:780 m
Kalorie: 810 kcal
Rower:

Fatbikowo po Beskidzie Śląskim

Sobota, 27 stycznia 2018 • dodano: 30.01.2018 | Komentarze 0

Tym razem już w terenie.
Zimy jak na lekarstwo :(

Najpierw podjazd z Wisły Jawornik do Soszowa, potem granią aż pod Stożek i zjazd na Kubalonkę.
Niestety za krótko, ale jak się nie potrafi wcześnie wstawać...

Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
47.00 km 0.00 km t-żer
03:45 h 12.53 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Podjazdy:1615 m
Kalorie: 2400 kcal
Rower:

Na tropach trophy stage 4

Niedziela, 2 czerwca 2013 • dodano: 05.06.2013 | Komentarze 5

Czwartego dnia wyjrzało słońce.
Etap jednak został skrócony do 46 km.
Nie było wyjścia, postanowiłam z sufą zapewnić doping na trasie naszym startującym.
Gdyby takie warunki były na wszystkich etapach ten wyścig wyglądał by zupełnie inaczej. Zdecydowanie lepiej.
Jak Grzegorz zdecyduje się przełożyć imprezę na inny termin z pewnością wystartuję w przyszłym roku.
Zdjęć nie mam, niestety, ale za to sporo filmów się ponagrywało. Trzeba przysiąść i obrobić. Tymczasem ...
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
62.00 km 0.00 km t-żer
03:43 h 16.68 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Podjazdy:1269 m
Kalorie: 2069 kcal
Rower:

Błatnia i ściana śmierci

Sobota, 27 kwietnia 2013 • dodano: 29.04.2013 | Komentarze 0

Wreszcie wypad w góry.
Zdjęć nie ma, bo jak się jeździ, to się jeździ :)
Zaliczyłam dziś dwie ściany śmierci.
Pierwsza pod górę, druga w dół.
Pierwsza mnie pokonała, drugą pokonałam ja.
Tyle.
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
23.00 km 0.00 km t-żer
02:15 h 10.22 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Podjazdy:989 m
Kalorie: 1238 kcal
Rower:

Trasa ET na spokojnie

Niedziela, 12 sierpnia 2012 • dodano: 13.08.2012 | Komentarze 2

Ostatni urlopowy weekend, a pogoda nas nie rozpieszcza.
Artur odpuścił, a ja za późno przeczytałam maila o wyjeździe znajomych.
Zapowiadała się niedziela w domowym zaciszu.
Ale nieeee...
Mam chyba dar przekonywania, co sprawiło, że o 13,30 byliśmy już w Bielsku.
Niestety niebieskie niebo w Kato było w zdecydowanej opozycji do tego co zastaliśmy w Bielsku.
Kawa i lody w MCu były jedynym dobrym rozwiązaniem.
Dodatkowe kalorie wpłynęły pozytywnie na nastroje i o dziwo na pogodę.
Na parkingu pod Dębowcem z nieba spadały już tylko pojedyncze krople.
Trip krótki. Chciałam pokazać Arturowi trasy ET i udowodnić, że ta edycja była dla każdego, a trudność pojawiała się dopiero przy większej szybkość.
Pogoda ostatecznie dopisała. Troszkę błota było ale tylny błotnik i zaklejona dziura w siodełku zadziałały cuda.
Niestety jedna gleba zaliczona na szutrze z Magury. Jechałam zdecydowanie za wolno :) A tak to wyglądało na zdjęciach. Jak zwykle żadnego ze zjazdu :( Trzeba to zmienić.


Najpierw zdobywamy wysokość. Szyndzielnia i Klimczok. Dlaczego każdy podjazd udowadnia mi moją małość?


Uffff... jeszcze trochę.


Ufff. Hiperwentylacja na szczycie. Ta końcówka jest maksymalna.


Między Klimczokiem a Magurą troszkę błota.


W trakcie Trophy nie widziałam tego widoku.


Teraz jest czas na kontemplację :)

Więcej zdjęć nie ma, bo najpierw był czerwony wymagający zjazd do Bystrej, krótki wspin na Kozią i zielonym w dół.
Niestety korzenie nieogarniete, ale to pewnie wina kiepskich opon :P

Dane wyjazdu:
14.00 km 0.00 km t-żer
01:29 h 9.44 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Podjazdy:505 m
Kalorie: 674 kcal
Rower:

Szukając misia part two.

Niedziela, 5 sierpnia 2012 • dodano: 06.08.2012 | Komentarze 3

Poranna burza nie zachęcała do rowerowania.
Pchani jednak żądzą adrenaliny postanowiliśmy znów poszukać misia.
Niestety dalej ni widu ni słychu.
Zielony na Stożek idealny na wymagający podjazd.
Niebieski ze Stożka nie jest już taki fajny, jak kiedyś.
Mając wybór zdecydowanie polecam czerwony :D

Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
52.00 km 0.00 km t-żer
04:12 h 12.38 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Podjazdy:1920 m
Kalorie: 2879 kcal
Rower:

MTB Maraton Ustroń - na swoich śmieciach

Sobota, 4 sierpnia 2012 • dodano: 06.08.2012 | Komentarze 6

Czy Beskid Śląski może mnie jeszcze czymś zaskoczyć?
Z racji bliskiego zamieszkania to górki, które odwiedzam najczęściej.
Znam tutejszą szutrową rąbankę, ciekawe single i dość często napotykane po drodze betonowe płyty. Zaś w paśmie od Równicy po Smrekowiec znam chyba każdy kamień.
Ten maraton musiał więc być mój.
Mimo dalszego braku formy i stresów związanych z ciągle jeszcze puszczającymi powietrze Rocket Ronami ten wyścig zakończył się nad wyraz dla mnie dobrze.

Pierwsza część trasy, leżąca na zachód od Wisły poszła dziwnie szybko. Owszem pierwszy podjazd był już męką, ale chyba znajomość tych ścieżek sprawiła, że łatwiej było dysponować siłami. Wiedziałam, że puszczając klamki nadrobię to co zawsze tracę na podjazdach. I tak też było. No może z wyjątkiem końcówki zjazdu do Malinki, gdzie niestety kilka osób zatamowało trudną rynnę i trzeba było fragment zabutować.
Na tym zjeździe wyprzedziłam dwie dziewczyny z mojej kategorii, niestety pamiętając wyschnięte źródełko podczas grabkowej Wisły zatrzymałam się na bufecie, widząc tylko migające koszulki rywalek, które bufet olały.

Pojechałam dalej i na Kozińcach znów owe koszulki dojrzałam :)
Niestety podjazd po płytach poszedł z buta.
W głowie usłyszałam „trenuj, trenuj” gdy Marta i Justyna Frączek mijały mnie w siodle :)

Potem przyszedł podjazd na Cieślar, a tam Paweł Waloszczyk dzięki któremu udało się łyknąć Natalię i skutecznie odsunąć myśli o dawaniu z buta.



Po wymęczeniu metrów przewyższenia przyszedł czas na zjazdy. Czarny był w żywiole, a ja modliłam się tylko, żeby Rony wytrzymały.
Rąbanka była naprawdę spora. Niestety przyniosło to też spory wysyp przydrożnych łataczy i co gorsza kilka niebezpiecznych wypadków.
Pech sprawił, że byłam świadkiem jednego.
Chłopak jechał przede mną i na sztywniaku mocno walczył o życie. Trzepało nim niemiłosiernie. Widać było, że jedzie mocno poza granicą swoich umiejętności. Gdy go chciałam wyprzedzić jeszcze bardziej przycisnął. Jak przycisnął, tak wyskoczył jak z katapulty, odbił się chyba trzy razy od ziemi, a rower poleciał 50 metrów dalej.



Po takim zjeździe szuterek po czeskiej stronie Czantorii okazał się zbawieniem dla niejednego. Na moje nieszczęście tu pochłonęłam ostatniego żela i dalej czując niedobór energii jechałam już na ostatnich gramach glikogenu.
W końcu pewien nieznajomy turysta ogłosił koniec podjazdu-podejścia, oczom mym ukazało się czeskie schronisko i kolejny szalony zjazd połączony z modlitwą o wytrzymałość opon.
Całe szczęście gumy posiadały tego dnia zdecydowanie lepszą wytrzymałości niż ja, a trening na OeSie nr 4 podczas Enduro Trophy zrobił swoje. Kamyczki nie robiły na mnie większego wrażenia :)

Na metę wjechałam zdecydowanie zadowolona ze startu. A gdy Marek poinformował mnie, że jestem czwarta, zapytałam tylko czy sobie żartuje.
Ale nie żartował i miałam okazję na swoich śmieciach stanąć na pudle.
Lubie to!