

Moje rowery
Archiwum bloga
- 2018, Maj8 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec11 - 4
- 2018, Luty11 - 5
- 2018, Styczeń17 - 0
- 2013, Listopad1 - 1
- 2013, Lipiec5 - 57
- 2013, Czerwiec8 - 41
- 2013, Maj10 - 41
- 2013, Kwiecień20 - 40
- 2013, Marzec21 - 33
- 2013, Luty13 - 37
- 2013, Styczeń11 - 19
- 2012, Grudzień21 - 41
- 2012, Listopad12 - 35
- 2012, Październik5 - 26
- 2012, Wrzesień5 - 41
- 2012, Sierpień17 - 33
- 2012, Lipiec22 - 69
- 2012, Czerwiec17 - 50
- 2012, Maj23 - 68
- 2012, Kwiecień19 - 67
- 2012, Marzec15 - 26
- 2012, Luty14 - 27
- 2012, Styczeń22 - 69
- 2011, Grudzień21 - 46
- 2011, Listopad8 - 22
- 2011, Październik4 - 8
- 2011, Wrzesień12 - 7
- 2011, Sierpień17 - 42
- 2011, Lipiec11 - 36
- 2011, Czerwiec15 - 29
- 2011, Maj11 - 40
- 2011, Kwiecień22 - 73
- 2011, Marzec19 - 56
- 2011, Luty13 - 20
- 2011, Styczeń13 - 38
- 2010, Grudzień20 - 49
- 2010, Listopad10 - 28
- 2010, Październik11 - 12
- 2010, Wrzesień7 - 29
- 2010, Sierpień11 - 39
- 2010, Lipiec14 - 72
- 2010, Czerwiec14 - 68
- 2010, Maj15 - 44
- 2010, Kwiecień17 - 59
- 2010, Marzec18 - 66
- 2010, Luty13 - 94
- 2010, Styczeń19 - 71
- 2009, Grudzień20 - 59
- 2009, Listopad13 - 82
- 2009, Październik7 - 27
- 2009, Wrzesień15 - 40
- 2009, Sierpień13 - 38
- 2009, Lipiec13 - 29
- 2009, Czerwiec6 - 12
Wpisy archiwalne w kategorii
Maratony
Dystans całkowity: | 2223.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 164:16 |
Średnia prędkość: | 13.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.00 km/h |
Suma podjazdów: | 57407 m |
Maks. tętno maksymalne: | 198 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 184 (92 %) |
Suma kalorii: | 63243 kcal |
Liczba aktywności: | 46 |
Średnio na aktywność: | 48.34 km i 3h 34m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
29.00 km
0.00 km t-żer
01:17 h
22.60 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:217 m
Kalorie: 702 kcal
Rower:Rondo Ruut AL
Bike Maraton Miękinia
Sobota, 14 kwietnia 2018 • dodano: 21.04.2018 | Komentarze 0
Zawsze chciałam sobie wystartować w maratonie na gravelu.No i się udało.
Super trasa na ten rower.

Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
52.00 km
0.00 km t-żer
02:25 h
21.52 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Bike Maraton Wrocław - dla równowagi do PURE MTB
Sobota, 22 czerwca 2013 • dodano: 26.06.2013 | Komentarze 5
Znane powiedzenie głosi - co za dużo, to niezdrowo.Dla zachowania równowagi ciała i ducha oraz pierwiastków górskich i nizinnych w mojej duszy w sobotę wybrałam się na grabkowy wyścig do Wrocławia.
Nie mam kompleksów, płaski ogórek dobry jest na trening.
Lubię czasem jak taki ogórek nie ma górek, bo wtedy to wreszcie ja, a nie teren decyduje o poziomie intensywności z jakim jadę.
Niestety kolorowo być nie mogło i już na aczwórce nasza motywacja (jechałam bowiem w przemiłym towarzystwie teamu Bikehead) została wystawiona na próbę. Ściana deszczu na szczęście nie przemieniła się w ścianę płaczu i już w samym Wrocławiu na osiedlu malowniczym zza chmur wyjrzało słońce.
Można się było ścigać w miarę sprzyjających do tego warunkach.
Trasa, nie oszukujmy się, nie była jakoś szczególnie trudna, ale bardzo mi się spodobała. Troszkę błota dodało smaczku pełnej łąkowych kolein i szutrów trasie.
O dziwo asfaltu było zdecydowanie mniej niż na zeszłotygodniowym Karpaczu.
Tak sobie cisnęłam czasem wykorzystując mniej uczęszczaną koleinę na wyprzedzanie troszkę wolniejszych zawodników. Nawiasem mówiąc, gdzieś przeczytałam, że na trasie nie było gdzie wyprzedzać... ja się pytam, jakie trzeba mieć umiejętności by nie umieć wyprzedzić na prostej jak stół trasie?
I tak sobie cisnęłam, gdy na koniec zobaczyłam żółtą koszulkę Ewy. Troszkę mnie to zdziwiło, bo startowała z 2 sektora i żeby wyprzedzić ją jadąc z czwartego rzeczywiście musiałam dużo szybciej przebierać nogami. No cóż każda z nas na ten ścig miała inne priorytety. Dziś ja wykorzystałam szansę :)
Nie wiem jakie miałam tętno, nie wiedziałam ile czasu jadę, ani na którym jestem kilometrze. Polar jest w trakcie małego upgradeu. Może to jest sposób na jeżdżenie wyścigów. Pozbycie się wszystkich komputerków?
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
51.00 km
0.00 km t-żer
04:34 h
11.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:1890 m
Kalorie: 3115 kcal
Rower:
MTBM w Karpaczu - czyli maraton pełen OSów
Sobota, 15 czerwca 2013 • dodano: 18.06.2013 | Komentarze 2
Planując sezon zakładałam, że Karpacz będzie dla mnie wyścigiem priorytetowym.Miałam nadzieję, że termin tej edycji i charakterystyka trasy zdecydowanie pomogą mi w zawalczeniu o jakieś dobre miejsce. Niestety (wiem, marudzę) brak czasu na treningi sprawił, że przygotowanie do Karpacza było raczej marne. Tłumaczę sobie, że w końcu szykuje się pod Challenge, więc jak by forma była teraz to co by było później :)
Druga sprawa to trasa, która wcale tak bardzo nie ułatwiła zadania.
Uświadomiłam sobie bowiem, że całkiem sporo fragmentów, które owszem dają frajdę z ich zjechania, pokonywane z buta czy też na rowerze zajmują tyle samo czasu. Na takich zjazdach nie dam przecież rady nadrobić minut straconych na podjazdach.
Frajda więc jest, ale wynik jak zwykle mizerny.
Na temat sobotnich wydarzeń skreśliłam już kilka słów tutaj.
Trasa zdecydowanie mi podeszła. Odcinki dojazdowe nie wyciskały z ciebie ostatnich sił i z przyjemnością można było rzucić się w wir technicznych zjazdów.
Niestety głowa po wypadku w Głuszycy jeszcze nie puszcza. Pamięć pękniętego kasku jest jeszcze gdzieś w świadomości. Kilka fragmentów trzeba było odpuścić. Wystrzałkowany zjazd żółtym do Borowic oczywiście w środkowej części mnie pokonał. Końcowe agrafki na maratonie tez niestety niezliczone.
Maraton był także okazją do wielu spotkań towarzyskich. Asfaltowy podjazd przed Chomontową i sama Chomontowa pozwoliły na chwilę zająć głowę rozmową z mijającymi mnie gigowiczami z Googla i biketiresa :)
Mimo całego mojego marudzenia było dobrze. Nie umierałam na trasie, jak po zeszłorocznym Trophy. Jechałam swoje na przekór skurczom. Głównym celem tego wyścigu był FUN i ten został osiągnięty :)
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
57.00 km
0.00 km t-żer
04:20 h
13.15 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
Podjazdy:1550 m
Kalorie: 2800 kcal
Rower:
Omijajcie to błoto!!!
Sobota, 8 czerwca 2013 • dodano: 10.06.2013 | Komentarze 16
Żarło, żarło i się przeżarło :(Początek całkiem dobry i z humorystycznym akcentem.
Gdy zaczyna się błoto już robi się korek. W tym samym momencie wyprzedza mnie Grześ z TWRa grzecznie się witając. Wskakuje mu na koło, bo ładnie toruje mi drogę, gdy zza pleców słyszę hasło dnia: OMIJAJCIE TO BŁOTO!
Zapowiada się więc ciekawie :)
Noga pod górę słaba, a mimo wszystko troszkę ludzi wyprzedzałam :)
O zjazdach nie wspominam. Umiejętności bywalców połowy stawki na Bike Maratonie są kiepskie i bardzo kiepskie.
Nawet na singlu udało mi się wziąć pięć osób, w tym jednego marudera.
Nie rozumiem tego. Prosisz kolesia trzy razy grzecznie, że jak się zrobi szerzej to niech cię puści. On zero reakcji. Głuchy - myślisz sobie. Przecież mógłby mieć choć odwagę powiedzieć ci "goń się". Ale zero reakcji.
Postanawiasz więc wziąć sprawy w swoje ręce i przy nadążającej się okazji ładnie po trawersie łykasz gościa i zdarza się cud, koleś się odzywa i ma wielkie pretensje, że jesteś lepsza od niego.
Ot takie kwiatki.
Niestety, jak już wspomniałam, musiało w którymś momencie się rypnąć.
Na niby łatwym zjeździe wynosi mi gdzieś na bok rower. W kupie liści trafiam na jakieś kamulce i furgam z prędkością światła.
Lot szybki, ale milion myśli zdążyło przelecieć przez głowę. Najintensywniejsza jedna - to nie może skończyć się dobrze.
Ale o dziwo wstaję, jakiś chłopak pyta, czy wszystko ok.
Ku memu zdziwieniu chyba wszystko mam na swoim miejscu, trochę łokieć napieprza i ręka, ucierpiało tez udo, ale wsiadam na rower i jadę dalej.
Niestety przewrotka daje jednak po głowie i już odpuszczam dociskanie.
A, no i zapomniałabym, w wyniku uderzenia stery znów łapią luzy i na każdym zjeździe stukot kokpitu też hamuje zapędy na szybsze kręcenie.
Wyścig się skończył. Od tego momentu nawet na wykresie tętna widać, że to juz tylko intensywny trening.
Na metę wjeżdżam ze średnim humorem.
Niby fajnie pojeżdżone, ale wynik znów kiepski.
Ściągam kask, by zobaczyć czy aby w wyniku wypadku się nie porysował.
Oczom ukazuje się zdecydowanie niespodziewany widok.
Dziś kask zdecydowanie spełnił swoje zadanie.
Czułam walnięcie o glebę, ale że takie mocne?
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
37.00 km
0.00 km t-żer
02:55 h
12.69 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Podjazdy:1400 m
Kalorie: 2051 kcal
Rower:
Złoty Stok - to nie był mój dzień
Niedziela, 19 maja 2013 • dodano: 20.05.2013 | Komentarze 1
To zdecydowanie nie był mój dzień.Tyle mogę napisać o Złotym Stoku.
Zaczęło się już w sobotę.
Najpierw na wprowadzeniu zaczął w dziwny sposób zaciągać łańcuch na średnim blacie.
Gdy rozprawiłam się z tą awarią – okazało się, że to wykrzywiona spinka – pojawił się kolejny problem – stuku-puku na sterach.
Dokładając do tego luz na damperze, rama klekotała jak szalona.
Przedstartowy poranek nie był dużo lepszy.
Bardzo kiepskie śniadanie – ośrodek Geovita w Lądku zdecydowanie niegodny polecenia.
Potem nerwówka, czy Marcin coś zaradzi na intrygujące odgłosy dochodzące z kokpitu.
Koniec, końców wystartowałam.
Na pierwszym podjeździe dało o sobie znać kiepskie śniadanie.
Na zjeździe – pokonanym w całości bez podpórki – dały znać o sobie stukające stery.
Na drugim podjeździe okazało się, że ciśnienie w tylnym rocket ronie jest zdecydowanie za niskie. Złapałam gumę.
Na szczęście mleko zadziałało. Na nieszczęście szutrowy podjazd i zjazd cały męczyłam na klejącej się do podłoża oponie.
Jedynym ratunkiem był nabój czekający spokojnie na swój czas w plecaku.
Po roku leżakowania, trzeba było go użyć.
Pompowanie zajęło 3 minuty, więc draki nie było.
W głowie jednak było już posprzątane.
Jedynie borówkowa i korzonki zdołały poprawić humor i spowodowały intensywna produkcję endorfin. Niestety za krótką i oczywiście zakłócaną stukami kokpitowymi.
Nomen-omen nie wiem, jak ktoś może narzekać na długość tego zjazdu. Zapraszam na czerwony szlak z Magury do Bystrej (Beskid Śląski).
Na koniec zapaliła się jeszcze czerwona lampka, gdy zobaczyłam z zasięgu dziewczyny z mojej kategorii. Na ostatnich zjazdach udało się trzy wyprzedzić.
Na metę zjechałam niezadowolona.
Po dobrze zapowiadających się pierwszych ścigach przyszło opamiętanie.
Strach myśleć, co będzie dalej.
Chyba trzeba pogodzić się z faktem, że motorka pod górę brak :)

Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
52.00 km
0.00 km t-żer
04:40 h
11.14 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Podjazdy:1100 m
Kalorie: 2800 kcal
Rower:
Żółć kwitnącego rzepaku, czyli o Zdzieszowicach słów kilka.
Sobota, 11 maja 2013 • dodano: 13.05.2013 | Komentarze 2
Niebieskie niebo, słońce w pełni i dająca po oczach żółć kwitnącego rzepaku.
Tak mogłoby być.
Ale oczywiście już wiecie,że sielanki nie było.
Było za to błoto w konsystencjach rozmaitych.
Początek był nawet przyjemny, niestety dość szybko okazało się, że Rocket Rony na zdzieszowicką glinę zdecydowanie się nie nadają.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tyle się naspacerowałam.
Nie wiem też, co skłoniło mnie na zjazd na mega.
Bowiem po 10 km chęć ścigania zupełnie zniknęła, a tętno oscylowało w okolicy AT.
Przejechałam jednak te wszystkie błotne breje, nawet dwa razy przebrnęłam przez znane już wszystkim pole. Za drugim razem nauczona doświadczeniem od razu wrzuciłam rower na plecy.
Spędziłam na trasie dwie godziny więcej niż w normalnych warunkach?
Pozostaje pytanie po co?
Jutro się okaże, jak rozkręcimy piasty, suporty etc...
Aaa no i zapomniałam.
Udało się stanąć na podium.
Trzecie miejsce K2 i drużynówka sportowa.
Przynajmniej cele teamowe zrealizowane :)
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
73.00 km
0.00 km t-żer
03:28 h
21.06 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Podjazdy:640 m
Kalorie: 2300 kcal
Rower:
Murowana Goślina - dobre złego początki, czy jakoś tak...
Środa, 1 maja 2013 • dodano: 03.05.2013 | Komentarze 15
W sumie, opisując Murowaną wystarczyłoby w relacji ująć trzy punkty.Pierwszy: blat, ośka i w długą.
Drugi: gleba na dziewiczej, blat ośka i w długą.
Trzeci: meta.
Jednak pierwszy maraton w sezonie zobowiązuje do większego wysiłku.
Ułatwił to Grzesiek, który jak zwykle dał ciała.
A jak?
A no tak, że całkiem dobrze poszedł mi ten maraton. Start z drugiego sektora, możliwość dobrego oglądu i początkowo kontroli sytuacji i całkiem dobrze podająca noga sprawiły, że wjechałam na metę jako czwarta w kategorii.
Banan na japie co najmniej 10 centymetrowy zszedł, jak przy okazji dekoracji wyczytano tylko trzy pierwsze miejsca.
Czemu? – a no zmiany regulaminowe i finansowe oraz wtopa orga z pucharami.
Poczekam jednak grzecznie na generalkę, a gdy uda mi się coś wywalczyć i dostanę za to sztycę i mostek, które zalegały tylko na magazynach, to sprezentuje je Grzesiowi, niech sobie wsadzi do jednego ze swoich rowerów.
Tym czasem stanęłam sobie na pudle w zastępstwie. Pozdrowienia i gratulacje dla Małgosi :)
PS. Powinnam pominąć milczeniem (ale tego nie zrobię) to, że kolega sufa nie poinformował mnie, iż tuż przede mną jest Ola z teamu, która czterdzieści sekund przede mną wjechała na metę jako trzecia :)

Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
13.00 km
0.00 km t-żer
01:04 h
12.19 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Podjazdy:865 m
Kalorie: 872 kcal
Rower:
Sezon zakończony na 13tym kilometrze - Piwniczna
Sobota, 15 września 2012 • dodano: 17.09.2012 | Komentarze 26
Ech. Nawet nie wiem jak zacząć.Może od tego, że od początku nie miałam jechać na ten ścig.
W planach było Enduro Trophy, ale szansa na poprawienie wyników do generalki i zapunktowanie dla teamu okazało się ważniejsze.
Rano nastawienie też nie było za dobre, brak treningów, kontuzjowany palec ...
Mimo wszystko stanęłam na starcie.
Żałowałam tego jednak już 200 m później.
Tętno 180 i zero pary w nogach.
Nie wiem jakim cudem pokonałam te pierwsze 5 km...
Gdy zaczęły się zjazdy troszkę odżyłam.
Niestety na jednym z suchych przystromień musiałam zejść z bika i podczas zbiegania przywaliłam znów paluchem w korzeń, a przez to glebę zaliczył jeden zawodnik.
Mnie zaś paluch zaczął solidnie nawalać. Teraz nie było wyboru i trzeba było zrobić resztę trasy w siodle.
Udawało się to znakomicie, doszłam wreszcie pierwszą dziewczynę z K2 - Anię Tomicę, zaczął się bardzo suchy zjazd gdzie koła walczyły o odrobinę przyczepności a hamulce nie dawały rady, niestety przez to zbliżyłam się do niej za bardzo, nie zauważyłam sporego uskoku, koło spadło, amor się zapadł, a ja wykonałam piękne OTB z dwu metrowym lotem.
Wystarczył ułamek sekundy wiedziałam, że nie jest dobrze.
Widok ręki wygiętej w zdecydowanie mało typowym miejscu wzmocniony bólem... ałłł
O pomoc nie trzeba było prosić, od razu zatrzymało się wiele osób. Niestety telefony do organizatora były zajęte i ni jak nie szło wezwać ratowników. Na szczęście kilka poproszonych osób zjechało na dół i tam już w domostwach zadzwonili na pogotowie.
Ogromną pomoc przyniosła mi Alicja Kerzkowska, która zatrzymała się, olała wyścig i razem z chłopakiem, który ze swego plecaka wyciągnął całą apteczkę wspólnie usztywnili dłoń.
Niestety w międzyczasie w tym samym miejscu w belki stojące obok uderzyła Gosia, kumpela z teamu. Rozciętą wargę również opatrzyli nasi wybawcy.
Gdy już sytuacja się uspokoiła nagle z dołu przydreptał Michał Świderski z biketires, który zaopiekował się czarnym i zszedł z nami do miejsca, do którego mogła dojechać karetka.
Potem już tylko ratownicy z Rytra przez 10 min tłumaczyli obsłudze karetki jak do nas dojechać i pomoc wreszcie dotarła.
Droga na oddział ratunkowy w szpitalu w Nowym Sączu upłynęła szybko i o dziwo udzielenie pomocy przez lekarzy było dość sprawne.
Gosię pozszywali, mnie zagipsowali.
Rozpoznanie: złamanie kości promieniowej wieloodłamowe z przemieszczeniem.
Szczegółów nastawiania ręki wam oszczędzę. Zobaczcie sobie obrazek...

Ze szpitala odebrał nas Artur, nie wiem, co byśmy bez niego poczęły.
Po przyjeździe na miejsce akurat zaczynała się dekoracja, wszyscy znajomi wypytywali, jak się czuję. Miło było usłyszeć wiele ciepłych słów, obsługa hotelowa również spisała się na medal. Świeże dostawy lodu skutecznie zmniejszyły opuchliznę i limo pod okiem.
W moim przypadku sezon zakończony. Teraz w domu pozostaje regeneracja i śledzenie wyników na sportchellenge :)
Do zobaczenia w Istebnej na Ochodzitej i mam nadzieję na pudle :)
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
47.00 km
0.00 km t-żer
04:31 h
10.41 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Podjazdy:1720 m
Kalorie: 2954 kcal
Rower:
Zawoja - miał być lans, wyszło jak zwykle...
Sobota, 1 września 2012 • dodano: 06.09.2012 | Komentarze 2
Po poprzednim dość błotnym sezonie obiecałam sobie, że gdy w dzień maratonu z nieba będzie lała się woda, to ściganie odpuszczam. Za dużo strat w sprzęcie generują takie ścigi.W tym roku pogoda łaskawa jest i do tej pory nie miałam okazji zrealizować tego postanowienia.
Jednak gdy w sobotę otworzyłam oczy już wiedziałam, że nastąpi ten dzień.
Postanowiłam więc tylko odprowadzić Artura na start, polansować się i powyglądać a potem spędzić dwie godziny pod ciepłą kołderką.
Ubrałam się stosownie i pojechałam na start.
Wzięłam ze sobą jednak opcję startową na wypadek gdyby klimat mi się jednak spodobał.
Zaczęłam lansić w mojej zielonej kurtce :) , niestety od razu sufy i inne zaczęły namawiać.
Tak namawiali, że postanowiłam zakosztować choć trasy kawałek, biorąc pod uwagę ewentualny zjazd na mini.
Pętla pierwsza jednak tak się mi sposobała, że owy zjazd ominęłam.

I zaczęła się zabawa. Mokro, ślisko czyli to w czym jestem bardzo słaba.
Udało się wiec poćwiczyć panowanie nad rowerem. I dzięki temu załapać się znów na przyjemne foty.

Końcówka maratonu dodała smaczku. Singiel bajeczny w tych warunkach.
Wynik raczej słaby. Choć na pudło szerokie udało się załapać. Punktów też sporo wpadło, trzeba więc jechac do Piwnicznej, żeby generalkę na słusznym miejscu wywalczyć :)

Obrazki jak zawsze zapewnia www.bikelife.pl
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
52.00 km
0.00 km t-żer
04:52 h
10.68 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Podjazdy:2070 m
Kalorie: 3340 kcal
Rower:
MTB Maraton Korbielów - Beskid Żywiecki rulezzzz
Sobota, 18 sierpnia 2012 • dodano: 21.08.2012 | Komentarze 16
Wiedziałam, że będzie to syta edycja.Środowy objazd trasy potwierdził, że trzeba być mocnym kondycyjnie a i dobry skill się przyda.
Z obydwiema umiejętnościami jeszcze słabo, ale mimo wszystko progres jest.
Zakładane szóste miejsce w generalce robi się realne.
Pierwszy podjazd prawie zabił. Trochę z buta dałam w kilku miejscach, wliczając w to singla pokonywanego dwa razy.
Dobrze, że urządzono dodatkowy bufet z poweradem na Miziowej, ładunek energii przydał się na następne metry przewyższeń.
Zjazdy były pyszne. Szczególnie zielony, gdzie jako jedyna wsiadłam na rower po 100 metrach dreptania. Bardzo mili byli panowie którzy robili mi wolną drogę.
Żółty był jeszcze lepszy, niestety końcówka zbutowana. Jechałam za wolno i aby pokonać jeden większy kamyczek depnęłam w pedał. Do wybory były dwie sytuacje, jakie mogły się stać. A - zrywa mi się łańcuch, zaciągający od początku podjazdu z Sopotni, B - skurcz.
Stało się to drugie i niestety zmuszona byłam zejść z czarnego. Obawiam się, że tak czy inaczej bym poległa na tym fragmencie, rozprawienie się z tym miejscem musi jeszcze poczekać.
Ścig szczególny również z racji strategii którą udało mi się z sukcesem zastosować. Zadanie polegało na utrzymywaniu w zasięgu wzroku Marty i ewentualnych pozostałych konkurentek na podjazdach i nadrabianie strat na zjazdach.
Udało się w 100%. Niestety Marta znów miała defekt, ale z Basią Matczak w singla rozpoczynającego zjazd wchodziłyśmy razem. Na mecie była za mną 15 minut :)
Zdjęć z trasy jakoś fajnych brak, więc będzie tylko z dekoracji :)
Gdy Marek na mecie powiedział mi że jestem druga, myślałam, że żartuje.
Okazało się, że nie.

A po dekoracji regener. Oj dawno nie byłam tak zmęczona po wyścigu.

Kategoria Maratony