avatar Ten blog rowerowy prowadzi MAMBA z miasteczka Katowice. Od czerwca 2009 r. mam wykręcone 22914.50 kilometrów w tym 3088.00 na trenażerze. More...

    baton rowerowy bikestats.pl

    Poprzednie lata



    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    button stats bikestats.pl

    Tu już byłam









Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 830 kcal
Rower:

spinning(4)

Środa, 27 października 2010 • dodano: 30.10.2010 | Komentarze 0

Standardowo spinningowo. Troche za mocno.

1 h 47 min.

Z1 35%
Z2 61%
Z3 1%
Kategoria spinner


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 937 kcal
Rower:

spinning(3)

Poniedziałek, 25 października 2010 • dodano: 25.10.2010 | Komentarze 2

Dwie grzeczne godziny.
Jedna samotna, a raczej z Trickym ( dwa razy przemaglowana płyta ;))
Druga spinningowa.
Dwa razy małe zagapienie i 80% poszło :)

1 h 58 min

Z1 44%
Z2 55%
Z1 1%

...
Kategoria spinner


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 621 kcal
Rower:

spinning (2)

Sobota, 23 października 2010 • dodano: 23.10.2010 | Komentarze 0

Dziś całe półtorej godziny zastanawiałam się co jest dla mnie ważniejsze:
-trening zgodnie z planem, przy tętnie poniżej 70%
-czy większy fun przy wyższych tętnach
Nic nie wymyśliłam.
Ciężo jest jechać spinning nie wchodząc wyżej.

1 h 24 min
Z1 48%
Z2 45%
Z3 0%

...
Kategoria spinner


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: 769 kcal
Rower:

spinning (1)

Środa, 20 października 2010 • dodano: 23.10.2010 | Komentarze 0

Z Gymnasionem coraz gorzej, postanowiłam dorzucić im trzy grosze i wykupiłam karnet, może się utrzymają :)
Najchętniej jeździłabym w terenie, ale postanowiłam wyleczyć zatoki.
Leczę też kontuzje z sezonu, w srodę USG prawego podudzia, lewa kostka dalej nie działa jak trzeba.
Chyba się sypię :)

1h 38 min.
Z1 55%
Z2 44%
Z3 1%
Kategoria spinner


Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km t-żer
02:15 h 12.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

...

Sobota, 9 października 2010 • dodano: 23.10.2010 | Komentarze 0

Pewnego pięknego popołudnia niczego się nie spodziewając wsiadłam do ciemnego auta.
Wszystko miało być jak zawsze, ale od tego dnia już nic nie było jak zawsze.
Zostałam uprowadzona przez prezesów z pewnego znanego teamu z Kuwejtu.
Ściany różowego pokoju na zawsze zostaną w pamięci :)





Ustroń Dobka - Orłowa - Równica - Brenna - Trzy Kopce - Ustroń Dobka

/piękna jesień
Kategoria Beskid Śląski


Dane wyjazdu:
29.00 km 0.00 km t-żer
01:21 h 21.48 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy:115 m
Kalorie: 577 kcal
Rower:

(roz)trenowanie cd.

Czwartek, 7 października 2010 • dodano: 07.10.2010 | Komentarze 1

Piękna pogoda i wskaźnik na wadze nakazują ruszyć tyłek.
Na Trzech Stawach spotykam Sylwię i Krzyśka Górnych.
Jadę na niskich tętnach więc nawet sie nie przyłaczam.
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
42.00 km 0.00 km t-żer
02:04 h 20.32 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Podjazdy:140 m
Kalorie: 846 kcal
Rower:

(roz)trenowanie

Środa, 6 października 2010 • dodano: 07.10.2010 | Komentarze 1

Roztrenowanie.
Ciężki to okres.
Nie wiadomo jak trenować, chciałoby się przycisnąć, a tu trzeba już odpuszczać.
Mam ważenie, że moje roztrenowanie utrzymuje się już od dłuższego czasu(kontuzje), więc zastanawiam się, czy mi wogóle taki okres potrzebny?
Poza tym szykuje sie pogodny weekend i w górki wybrać się trzeba.
Jeżdżę więc sobie na luzie nie przekraczając 70% HRmax.
Pod niektóre górki jednak tętno troszkę podskakuje :)


...
Kategoria Okolice Katowic


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km t-żer
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

OLDSCHOOL

Niedziela, 3 października 2010 • dodano: 03.10.2010 | Komentarze 5

W przedszkolu, w którym pracuję, wszyscy wiedzą o moim rowerowym zakręceniu.
Dziewczyny widziały już niejeden siniak na mojej nodze, ciągle dziwią się, jak ja to robię i że wogóle chce mi się po tych górach drałować.

Pewnego dnia dostałam prezent.
Prezent olschoolowy.
Czapka rowerowa do jazdy w zimne dni, ale z jakich czasów???
Na razie nosi ją miś :)

Kategoria without wheel


Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km t-żer
05:05 h 11.41 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Podjazdy:1805 m
Kalorie: kcal
Rower:

Powerade Suzuki MTB Marathon Istebna

Sobota, 25 września 2010 • dodano: 28.09.2010 | Komentarze 8

Istebna to:

- ostatni maraton z serii,
- 56 kilometrów męki i ekstazy jednocześnie,
- nasze cudowne Beskidy,
- trzy państwa – Słowacja, Czechy, Polska
- zero mobilizacji na starcie,
- jazda z dalej niedoprowadzonymi do porządku kontuzjami i zapaleniem zatok,
- prawie 30to procentowy podjazd w Koniakowie (nie podjechałam :)),
- piękne, szybkie zjazdy po Czeskich łąkach (61km)
- podjazd pod Ochodzitą,
- koronczarka na Ochodzitej – nie było czasu kupić stringów :)
- zjazd z Ochodzitej – nie mniej ciekawy (nie zjechany przez przewrotkę jakiegoś bikera i korek przede mną… a może i brak umiejętności)
- miejscowi kibice dodający otuchy,
- kamieniste zjazdy i podjazdy,
- troszkę skurczy,
- grupa młodzieży, której na jednym z podjazdów każdy przybijał piątkę,
- chłopiec z kartką proszący o bidon,
- korzenna wisienka na końcu ( nie przejechana )
- beznadziejny konkurs o główną nagrodę (GG chyba nie miał czasu na jego przemyślenie)
- jednocześnie koniec i początek sezonu

Na podsumowanie sezonu jeszcze przyjdzie czas.
Tym czasem :) kilka zdjęć…

Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
42.00 km 0.00 km t-żer
03:27 h 12.17 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Podjazdy:1467 m
Kalorie: kcal
Rower:

Eska Fujifilm Bike Maraton Ustroń

Sobota, 18 września 2010 • dodano: 19.09.2010 | Komentarze 9

Tak, macie rację.
Uprzedzę was wszystkich przed zarzutem, który niechybnie pojawi się w komentarzach.

ZDRADZIŁAM.

Niestety TO było silniejsze ode mnie.

Szlaki w okolicach Ustronia i piękna pogoda, którą zapowiadało meteo sprawiły, że postanowiłam sprowadzić, jak to jest w obozie przeciwnika.
Wystartowałam w Eska Fujifilm Bike Maraton w Ustroniu.

Na miejsce docieram tym razem teamowo.
Jedziemy na dwa auta.
W czerwonym „busie” Sufy wszyscy chrapią z wyjątkiem właściciela auta.
Następuje małe ożywienie, gdy docieramy do domu prezesa. Niestety Sufa na darmo liczył na ciepła kawę.

Gdy docieramy na stadion, gdzie odbywa się cała impreza, przypomina mi się ubiegłoroczny wyścig. Był to mój trzeci start w maratonie. Ciężki, ale z bananem na twarzy przejechany.
Ciekawe jak będzie tym razem - myślę.
Autami wjeżdżamy na sam stadion, teamowy namiot jednak nie zostaje rozłożony ;)

Godzina do startu upływa w spokoju. Nie denerwuje się, bo jestem tu raczej treningowo, aby przejechać trasę po znajomych ścieżkach.
Bez napinki ustawiam się w ostatnim sektorze. Lucyna mówi o korkach i pieszych wędrówkach, jakie pewnie nas czekają, ale ja jakoś się nie przejmuje. Jest weekend, świeci słońce, a na starcie gra Blur. Czego chcieć więcej :)

O jedenastej następuje start.
Dziwny, bo między startem poszczególnych sektorów następują krótkie przerwy.
Na pewno jest to plus, bo nie jest tak tłoczno, niestety petent z liczeniem czasu od momentu przekroczenia startu jest dość kontrowersyjny.

Po wyjeździe ze stadionu jedziemy asfaltem w kierunku Jaszowca, by tam już terenem wspiąć się na Orłową. Na asfaltowym początku małe zaskoczenie. Jadę spokojnie swoim tempem, a tu bez problemu łykam kolejnych zawodników. To miłe uczucie. Po wjeździe w teren mam pewne obawy co do swojej kondycji, ale jakoś daję rade i dalej udaje mi się mijać kolejnych zawodników. Co ciekawe, nie robią się żadne korki.
Niestety na Orłową nie wjeżdżam, wymiękam dokładnie pod tabliczką SCHRONISKO NA ORŁOWEJ.



Dalej już trochę łatwiej. Na Trzy Kopce trochę z górki i trochę pod. Tu dochodzę do dziewczyny z AZS AWF Katowice i innej z teamu bliżej nieokreślonego. To z nimi będę się roszadować do końca wyścigu. To też znak, że dotarłam do swojego miejsca w stawce. Teraz wyprzedzić kogoś będzie już trudno.

Z Trzech Kopców znana trasa na Smrekowiec i w kierunku Salmopola. Tu singiel, który podoba się chyba każdemu. I gdzieś dalej świetne techniczne kamieniste zjazdy. W jesnym miejscy wymiekam, ale to z powodu tylnego Crossmarka, który ślizga się na mokrych pokrytych błotem kamieniach.



Punktem kulminacyjnym jest oczywiście podjazd na Równice. Tu początek trochę z buta. Dochodzę do bufetu wrzucam żela i jestem pewna, że teraz zacznie się ta łagodniejsza część podjazdu. Moja pamięć płata jednak figla. Po na tym odcinku też kilka razy z roweru trzeba schodzić. Tu mija mnie też Jajonek z Twomarku – gigowiec. Dubluje mnie, ale słysząc jego sapanie wiem, że jego to też sporo kosztuje.
W końcu docieram do szczytu i wiem, że teraz to już tylko „puszczanie klamek”.
Zjazd dość wymagający, w jednym miejscu znane nam belki przebiegające przez drogę. Na jednej takiej zaliczyłam wywrotkę w Rabce. Tutaj bardzo dobrze oznakowane, każda zaznaczona czerwono-białą taśmą. Chuchając na zimne zatrzymuję się przed każdą i przechodzę z rowerem. To końcówka, a można sobie zrobić kuku.

Potem oczywiście miejsce, które zapamiętuje każdy maratończyk. Przez głowę przemyka myśl – o wreszcie maraton po którym rower nie jest urąbany błotem, a tu nagle szlak zamienia się w błotną rzekę. W tamtym roku zaliczyłam glebę w tym miejscu, jadę więc ostrożnie, a mimo tego mijam jeszcze kilka osób.

Po błotnej wisience na torcie pozostaje już tylko asfaltowa dwukilometrowa końcówka do mety. Wrzucam trójkę i cisnę ile Bozia dała. Przede mną pojawia się jakaś dziewczyna, dobrze „ciśnie”, ale postanawiam ją jeszcze łyknąć. I udaje się :)
Potem podczas spotkania przy makaronie dziewczyna stwierdza, że zabrakło jej przełożenia żeby mnie dogonić.

Po trzech godzinach i dwudziestu siedmiu minutach w siodełku docieram na metę.
Zadowolona i wymęczona.
Nie jest to specjalny czas, ale mimo słabej formy dałam radę.

Potem typowe czynności na mecie – makaron, mała toaleta, czyste ciuchy. Dochodzę do wniosku, że wypadałoby zobaczyć jakie miejsce wywalczyłam.
I tu dość spore zaskoczenie, bo przy nazwisku i kategorii K2 widnieje cyfra 5.
Czy to znaczy, że będę wychodzić na dekoracje? – myślę i lecę poprawić makijaż.

Okazuje się, że i owszem na podium staję dwa razy pierwszy raz za zdobyte piąte miejsce w kategorii wiekowej i drugi raz za pierwsze miejsce w drużynowej kategorii muszkieterów.
Nie wiem, o co chodzi w tej klasyfikacji, ale na podium stało się miło.




Potem jeszcze trochę rozmów ze znajomymi, szybkie pakowania i ziummmm do domu.
Niestety osiemdziesiąt kilometrów do domu to daleko :) zatrzymujemy się więc po drodze na znane szaszłyki. Mój ma smak łososia, frytek i surówki, ale te tradycyjne podobno dalej tak samo dobre :)

KONIEC KOŃCÓW:

Open: 214/327
K2: 5
Czas: 3:27:40
Kategoria Maratony