

Moje rowery
Archiwum bloga
- 2018, Maj8 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec11 - 4
- 2018, Luty11 - 5
- 2018, Styczeń17 - 0
- 2013, Listopad1 - 1
- 2013, Lipiec5 - 57
- 2013, Czerwiec8 - 41
- 2013, Maj10 - 41
- 2013, Kwiecień20 - 40
- 2013, Marzec21 - 33
- 2013, Luty13 - 37
- 2013, Styczeń11 - 19
- 2012, Grudzień21 - 41
- 2012, Listopad12 - 35
- 2012, Październik5 - 26
- 2012, Wrzesień5 - 41
- 2012, Sierpień17 - 33
- 2012, Lipiec22 - 69
- 2012, Czerwiec17 - 50
- 2012, Maj23 - 68
- 2012, Kwiecień19 - 67
- 2012, Marzec15 - 26
- 2012, Luty14 - 27
- 2012, Styczeń22 - 69
- 2011, Grudzień21 - 46
- 2011, Listopad8 - 22
- 2011, Październik4 - 8
- 2011, Wrzesień12 - 7
- 2011, Sierpień17 - 42
- 2011, Lipiec11 - 36
- 2011, Czerwiec15 - 29
- 2011, Maj11 - 40
- 2011, Kwiecień22 - 73
- 2011, Marzec19 - 56
- 2011, Luty13 - 20
- 2011, Styczeń13 - 38
- 2010, Grudzień20 - 49
- 2010, Listopad10 - 28
- 2010, Październik11 - 12
- 2010, Wrzesień7 - 29
- 2010, Sierpień11 - 39
- 2010, Lipiec14 - 72
- 2010, Czerwiec14 - 68
- 2010, Maj15 - 44
- 2010, Kwiecień17 - 59
- 2010, Marzec18 - 66
- 2010, Luty13 - 94
- 2010, Styczeń19 - 71
- 2009, Grudzień20 - 59
- 2009, Listopad13 - 82
- 2009, Październik7 - 27
- 2009, Wrzesień15 - 40
- 2009, Sierpień13 - 38
- 2009, Lipiec13 - 29
- 2009, Czerwiec6 - 12
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km t-żer
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Szklarska Poręba - Intro - Zamek Chojnik
Niedziela, 18 lipca 2010 • dodano: 18.07.2010 | Komentarze 2
"Różne są wersje legendy o pięknej i okrutnej dziewicy. Najczęściej utrzymuje się, iż Kunegunda była córką kasztelana, który dowodząc swej junackiej sprawności przyjął zakład, że objedzie konno zamkowe mury. Konia dosiadł lecz murów nie objechał; runął w przepaść.Godna ojca córka złożyła śluby, że rękę odda tylko temu, który odważy się zrealizować z powodzeniem nieudany wyczyn kasztelana. Wieść niesie, że wielu starających się padło ofiarą piękności i przysięgi Kunegundy, kończąc żywot wśród głazów Piekielnej Doliny. Biegły lata. Zamek zyskał złą sławę. Uroda kasztelanki przygasła. Konkurentów ubywało. Zdawało się, żeKunegunda do końca dni swoich trwać będzie w panieńskim stanie, gdy na zamkowy dziedziniec wjechał piękny młodzieniec. Na jego widok Kunegunda gotowa była złamać złożone śluby. Nie pomogły łzy i błaganie. Młodzieniec był nieustępliwy. Poddał się próbie, a zwyciężając rzekł: „Pani, przybyłem by pomścić owych nieszczęsnych, których twa pycha i duma pozbawiła życia. Zaś ciebie nie pragnę wcale”. Mówiąc to cisnął rękawicę i odjechał. A Kunegunda urażona doznanym zawodem i hańbą rzuciła się w przepaść, gdzie śmierć znalazło tylu dzielnych rycerzy. Legenda posiada zresztą kilka innych wersji zakończenia: a to, że kasztelankę porwał diabeł, gdyż on to przybrał postać pięknego rycerza, a to, że wstąpiła do klasztoru by pokutować za grzechy, czy też, że z tej samej przyczyny pozostała do ostatnich dni swoich w panieńskim stanie. Bez względu na brzmienie legendy, w okresie romantyzmu stanowiła zaczyn dla wielu ballad i poematów /por. Fr. Schiller Rękawiczka oraz pod tym samym tytułem ballada A. Mickiewicza. Legendę o Kunegundzie wskrzesił i przypisał do zamku Chojnik w 1946 r. mgr Józef Sykulski w utworze scenicznym pt. „Kunegunda księżniczka na zamku Kynast”. Należy nadmienić, że w pierwszych powojennych latach często posługiwano się prymitywnie spolszczonym nazewnictwem niemieckim."
Źródło: Czajka J., "Zamek Chojnik", Zarząd Oddziału PTTK w Jeleniej Górze, 1990
Zamek Chojnik (niem. Kynast, pol. 1945–1948 Chojnasty) – zamek usytuowany nieopodal Jeleniej Góry-Sobieszowa, na szczycie góry Chojnik w Karkonoszach. Góra ta wznosi się na wysokość 627 metrów n.p.m., a od jej południowo-wschodniej strony znajduje się 150-metrowe urwisko opadające do tzw. Piekielnej Doliny. Warownia znajduje się na terenie rezerwatu przyrody, który jest eksklawą Karkonoskiego Parku Narodowego.
Kategoria without wheel, Karkonosze
Dane wyjazdu:
72.00 km
0.00 km t-żer
03:30 h
20.57 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Podjazdy:320 m
Kalorie: 1480 kcal
Rower:
Lazy Thursday
Czwartek, 15 lipca 2010 • dodano: 15.07.2010 | Komentarze 8
Przez dwa ostatnie dni walczyłam z kolarską opalenizną i nabijałam kaemki w basenie. Niestety dziesiątki godzin w górach, na asfaltach i szutrach na trwałe zostawiły ślad na mojej skórze smaganej wiatrem i słońcem.Poddałam się.
Założyłam spodenki BodyDry i w drogę.
Dziś leniwie, bo pogoda nie pozwala na co innego.
Odwiedziłam przykatowickie kąty, w któryh dawno mnie nie widziano: Las Kochłowicki, Halemba, Śmiłowice, Mikołów Kamionka, Dolina Jamny, Lasy Panewnickie, Zadole, Kostuchna, Podlesie, Murcki, Trzy Stawy (kolejnośc przypadkowa).
Upał nieźle dał w kość, a na nogach znowu "big trio".
Mało ostatnio słuchania u mnie.
Z okazji rocznicy Bitwy pod Grunwaldem Armia:
...
Kategoria Okolice Katowic
Dane wyjazdu:
115.00 km
0.00 km t-żer
05:25 h
21.23 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Podjazdy:1205 m
Kalorie: 2892 kcal
Rower:
Poniedziałkowe śniadanie na 884 m n.p.m.
Poniedziałek, 12 lipca 2010 • dodano: 12.07.2010 | Komentarze 12
Rozmawialiśmy ostatnio z Arturem o przyjemności spożywania śniadania na słonecznym tarasie z widokiem na góry. Dziś takiego śniadania mi się zachciało.Niestety w Katowicach ani tarasu, ani gór.
Na dodatek mój brzuch zażądał śniadania dziś wyjątkowo wcześnie, bo o 3.45.
Cóż było zrobić, wstałam grzecznie, dokonałam zabiegów związanych z poranna toaletą i postanowiłam wyruszyć na poszukiwania jakiegoś tarasu skąpanego w słońcu.
Szukałam w Katowicach, potem w Mikołowie. Dojechałam do Łazisk i Żor, ale nigdzie tarasu nie znalazłam. W Pawłowicach na chwilę coś mignęło między drzewami, ale okazało się to tylko zwykłym balkonem. W Ochabach koń się uśmiał na mój widok, pewnie z racji mego garba na plecach. W Skoczowie znalazłam kilka tarasów, ale góry nie takie. Chciało mi się czegoś bardziej majestatycznego.
W końcu w Ustroniu mnie pokierowali.
Wskazali gdzie taki taras może być. Ale wdrapać się na niego było ciężko. Schodami nie chciałam, a winda jechała tylko na młynku.
Cóż zrobić, wsiadłam do windy i pojechałam, wszyscy mówili, że nie pożałuję.
Na ostatnim piętrze usłyszałam dzwoneczek mówiący, że koniec wycieczki. I rzeczywiście moim oczom ukazał się widok iście majestatyczny.
Taras z widokiem o jakim marzyłam, nazwa tarasu „Równica” zupełnie nie pokrywał się z nierównościami łańcuchów górskich które można było zobaczyć.
Kelner przyniósł śniadania do stolika i mogłam się rozkoszować tą chwilą.
Bułeczka z pasztetem i pomidorkiem smakowała wybornie. Poprosiłam też o jajecznicę, ale podobno kury z powodu upałów znoszenia jajek odmówiły.
Po śniadaniu postanowiłam zadbać nieco o kondycję fizyczną i strzeliłam rundkę terenową:
Równica_Beskidek_Orłowa_Trzy Kopce_Wisła
Na Orłowej.
Chmury są, ale słońce praży.
Potem zaliczyłam Spa nad Wisłą i postanowiłam wrócić do domu TGV bo było już dość późno.
Edit:
Z tego wszystkiego zapomniałam kilku ważnych faktów:
Katowice-Ustroń równe 80 km ze średnią 28,7 km/h HRav 157bpm
Katowice-Szczyt Równicy równe 90 km w czasie 3h 47 min
Kategoria 100 i wiecej, Beskid Śląski
Dane wyjazdu:
29.00 km
0.00 km t-żer
03:35 h
8.09 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Podjazdy:1100 m
Kalorie: kcal
Rower:
Szukając gumijagód – Wielka Rycerzowa z Tatrami w tle.
Sobota, 10 lipca 2010 • dodano: 11.07.2010 | Komentarze 7
Dla każdego sportowca rzeczą najważniejszą zaraz po treningach jest odżywianie. Sprawdzamy zawartość węgli, białka, tłuszczu i witamin w każdym posiłku.Staramy się optymalnie dostosować dietę do wymagań i zapotrzebowań organizmu.
Im lepsza dieta, tym szybsza regeneracja, a co za tym idzie, możliwość zrobienia kolejnego dobrego treningu.
W mojej diecie zwracam ostatnio uwagę na dostarczenie odpowiedniej ilości antyoksydantów, witaminy C i Potasu.
Najlepiej zrobić to za pomocą owoców.
Postanowiłam więc wykorzystać rozpoczynający się sezon jagodowy i połączyć rowerowanie z podjadaniem. Spytałam Artura, czy nie ma czasem niedoboru antyutleniaczy. Okazało się, że nie, ale po górach pojeździ chętnie :)
Gdzie w polskich górach znajdziemy najwięcej krzaczków jagodowych????
Tak, macie racje.
Cel był dość wysoki, ale aby nie stać w miejscu trzeba być dość wymagającym w stosunku do siebie. Wybór padł na Beskid Żywiecki i mało uczęszczany szlak graniczny od Wielkiej Rycerzowej na Wielką Raczę. Wypad miał być bardziej endurowy, bo jak wiadomo tamte rejony są już mało uczęszczane zarówno przez turystów pieszych, jak i rowerowych.
Zaczynamy niestety dość późno, z Rajczy ruszamy czerwonym przez Hutyrów na Młodą Horę (1004 mnpm). Godzina startu okazuje się zabójcza, słońce daje czadu, szlak łagodny na mapie staje się momentami dość wymagający. Nie łamiemy się jednak, bo jest to jednocześnie czarny szlak rowerowy, więc gorzej chyba być nie może.
Niestety mylimy się bardzo. Miało być tylko około 300 m z buta. W sumie może i tyle było, ale upał spotęgował uczucie zmęczenia. Poza tym jakość szlaku totalnie zrytego przez leśników nie pozostawia złudzeń, wycieczka robi się pieszo-rowerowa. Przejeżdżamy też przez świetny singiel w lesie. Niestety tak rzadko uczęszczany, że choinki smyrają nas po twarzach. Potencjał w tej ścieżynce jest. Trochę kasy i rąk do roboty, a byłoby jak pod Smrkiem.
Przed Młodą Horą podobnie jak kilka grup turystów gubimy szlak, korzystam z tego i z pierwszych krzaczków zrywam pyszne jagódki, które wesoło wędrują do mojego brzucha. Artur szybko odnajduje drogę, to jednak nie zmienia faktu, że to kolejna niespodzianka leśników. Wycinają drzewa z oznaczeniem szlaku i nic ich to nie interesuje.
Docieramy jednak do celu, uzupełniamy zapasy wody, posilamy się rodzynkami i morelami.
Grupa turystów pyta pana w schronisku o zupę, pan uśmiecha się znacząco i stwierdza, że są pierwszą grupa od dwóch tygodni, która pyta o coś do jedzenia, więc zupy brak.
Ruszamy dalej w kierunku Jaworzynki. Rzecz, która nas już rozbawiła wcześniej to fakt, że na mapie czarny szlak rowerowy urywa się tu na kilkaset metrów, by po chwili się znów pojawić. Cóż, bardzo ciekawy sposób na wyznaczenie szlaków w tamtych okolicach, omijając trudne podejścia. Nie wiem, czy zakładają, że rowerzysta ma helikopter???
Mu jedziemy objazdem, który podobno łatwiejszy. Nie mylimy się, objazd jest do wjechania, niestety znów leśnicy pojawiają się w opowieści. Kolejna ścieżka totalnie zryta z milionem gałęzi, a wystarczyłoby co większe przesunąć tylko na bok.
Dojeżdżamy na Jaworzynkę i kierujemy się na Małą Rycerzową – świetny podjazd kamienno-korzeniasty. Niestety momentami za ciężki dla mnie.
Na Małej Rycerzowej cały trud wspinania się na 1207 mnpm zostaje wynagrodzony.
Widok zapiera dech w piersiach - Mała Fatra, pasmo Pilska i Babiej no i oczywiście Tatry.
Robimy zdjęcie, a do buzi ląduje znów kilka jagódek.
Zjeżdżamy do Bacówki Na Rycerzowej i robimy popas.
Jakaś impreza muzyczna się szykuje. Rozbite namioty, sporo rodzin z dziećmi, mini scena, na której jakieś piosenki śpiewają :)
My odpoczywamy. Pogoda , widoki, ajjj jeszcze basenu brakuje.
Zastanawiamy się, co dalej. Godzina już późna, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie damy dziś rady dotrzeć na Raczę. Dziś trasa nas pokonała. Dołożyli się do tego leśnicy i upalna pogoda. Postanawiamy zjechać zielonym przez Kotarz i Muńczoł do Ujsoł.
Zjazd raczej przyjemny, kamienie, korzenie, jagody, trawa. Jednym słowem wszystkiego po trochu. Duża część trasy to singiel wśród gumijagód. Korzystam z tego podczas każdego postoju.Tracimy wysokość dość szybko, momentami jest tak stromo, że tyłek jest coraz dalej za siodełkiem, ostatecznie przyjmuję pozycję z brzuchem na siodełku. Tak ostro jeszcze nie było, ale zjeżdżam. Mijamy jakichś turystów, patrzą na nas, jak na wariatów. Mały fragment z buta w dół i w górę (za stromo). Dalej na szlaku przypominają o sobie leśnicy. Tak zniszczonych szlaków w Beskidzie Śląskim nie widziałam.
Walczymy z ogromną ilością patyków i patyczków. I trach!!!
Jeden z patyków, a raczej dość duża deseczka powoduje, że Artur zalicza efektowną glebę. Nie jest wesoło. Deska zaklinowała się między kasetą a kołem zahaczając przy okazji przerzutkę. Chwilę siłujemy się z kawałkiem drewna, ale w końcu ustępuje. Kaseta i koło raczej nie ucierpiały, ale ustawianie przerzutki już tak. Nie wiadomo tylko czy to tylko hak skrzywiony, czy wózek przerzutki. Da się jednak jechać, a przerzutka tyrkoce, przypominając o swoim istnieniu.
Dalej już raczej spokojnie. Mijamy Szczytkówkę, gdzie wypasa się stado kóz i kozłów dokładnie na naszej ścieżce. Patrzą na nas niepewnie, a ja już widzę jak rogi jednego z nich kierują się w nasza stronę. Po takim spotkaniu byłoby rzeczywiście nieciekawie.
Potem wąski singiel wśród traw. Tu naprawdę nie szedł chyba nikt w tym roku. Znów gubimy szlak, ale na wyczucie kierujemy się w dół do Ujsoł, by potem asfaltem dojechać do Rajczy.
Suma summarum Rycerzowa zaliczona. Wielka Racza musi poczekać. Szlak graniczny z Rycerzowej na Raczę chyba w ogóle sobie odpuszczę. Zbyt zniszczone i zaniedbane tereny. Kamienie i korzenie fajne. Pogoda dała w kość. Widoki lepsze niż w Beskidzie Ślaskim.
Kolejny cel – Wielka Racza inspirowana MTB Trophy. Ale to chyba dopiero w sierpniu. W przyszłym tygodniu odpoczynek od Beskidów. Szerokie ścieżki Karkonoszy czekają :)
Kategoria Beskid Żywiecki
Dane wyjazdu:
43.00 km
0.00 km t-żer
01:52 h
23.04 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Podjazdy:215 m
Kalorie: kcal
Rower:
urlopowo
Czwartek, 8 lipca 2010 • dodano: 08.07.2010 | Komentarze 4
Urlop w pełni.Dziś miałam zamiar zrobić dłuższą trasę, ale ostatnio mam problemy z podejmowaniem decyzji, więc nici z tego wyszły.
Pogoda też zachęcała do inego rodzaju aktywności niz rowerowanie.
Postanowiłam więc sprawdzić moją kondycję pływacką.
Wczoraj przeczytałam w internecie, że otwarli juz nieoficjalnie kąpielisko znajdujące się niedaleko mnie. Po generalnym remoncie chciałam zobaczyć, co to wyczarowali.
I powiem szczerze, że całkiem nieźle się zapowiada. Kompleks pięciu basenów w tym olimpijski i wielkie jacuzzi, 2 zjażdżalnie, do tego boiska do koszykówki, piłki nożnej, siatkówki z nawierzchnią tartanową, boisko do siatkówki plażowej i piłki nożnej plażowej. Wszystko nowiutkie, piękna przystrzyżona trawa, aż chciało się pływac i opalać.
Z planów godzinnego pływania zrobiło się trzygodzinne pływanio-opalanie.
A żeby nie było tak zupełnie nierowerowo wzięłam sobie rowerową książkę:
"Lance Armstrong - mój powrót do życia"
Wieczorkiem mimo wszystko wyrzuty sumienia kazały cos wykręcić.
Niestety za późno, dlatego pięćdziesiatki nie dobiłam.
Pojechałam na Lasy Kochłowickie, Dolinę Jamny i sprawdzić czy mostek z wypadu na ankę jest przejezdny. Więc jest przejezdny. Woda opadła. Droga na Halembę przejezdna :)
Kategoria Okolice Katowic
Dane wyjazdu:
51.00 km
0.00 km t-żer
02:15 h
22.67 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Podjazdy:280 m
Kalorie: 1045 kcal
Rower:
Gruby, czarny kot.
Środa, 7 lipca 2010 • dodano: 07.07.2010 | Komentarze 2
Dziś jakoś nie potrafiłam się zebrać, ale jak już mi się wreszcie udało, to pojechałam pokręcić po lasach murckowskich.Zawet trochę kaemek się uzbierało.
Gdy wracałam, śliczny czarny kotek przebiegł mi drogę.
Zauważyłam też, że w terenie ciężko mi wchodzić na wysokie tętna, nie wiem czy to brak motywacji, czy coś innego.
Wyszło około:
1 h w strefie tlenowej
1 h w mieszanej
i tylko 3 min w beztlenie.
Kategoria Okolice Katowic
Dane wyjazdu:
101.00 km
0.00 km t-żer
04:10 h
24.24 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Podjazdy:315 m
Kalorie: 1943 kcal
Rower:
Pszczyna - gromy z jasnego nieba.
Poniedziałek, 5 lipca 2010 • dodano: 05.07.2010 | Komentarze 5
Katowice - Pszczyna to chyba najbardziej molestowana przez okolicznych rowerzystów trasa. Ja w tym roku stosunkowo rzadko się na niej pojawiam.Dziś z zamiarem zrobienia długiego tlenowego treningu wybrałam się właśnie na rynek w Pszczynie.
W tamtą stronę standardowo przez Dolinę, Tychy, Papry, Kobiór, Piasek.
Jadę szutrami, asfaltami, kamieniami. Kolory szlaków przeróżne. Do jakości oznakowania można by się przyczepić. Ale o tym pisałam już nie raz..
Na pszczyńskim rynku pojawiam się po 2 godzinach i 15 minutach oraz pięćdziesięciu kilometrach, które zrobiłam równym o dość szybkim tempem.
Tu odpoczynek, chwila kontemplacji, banan i drożdżówka.
Robię kilka zdjęć i zastanawiam się, czy nie skoczyć nad zbiornik Goczałkowicki.
W końcu podejmuję decyzję – jadę na Katowice drogą, której nie pamiętam do końca.
Okazuje się, że to tak zwana Plessówka z Pszczyny do Pawłowic przez Kobiór.
Niestety eksploracje nowych szlaków zakłóca przeraźliwy grzmot. Patrzę do góry a tu ze wschodu czarna chmura. No tak, a przed chwilą świeciło słońce. Postanawiam więc przycisnąć. Na liczniku wyskakuje trzydziestka i do samego Kobióra udaje mi się ją utrzymać na wyświetlaczu, to nic, że na pulsometrze ponadprogramowe 85%.
W Kobiórze jadę na azymut. Patrzę w górę, a tu chmury już nie tylko na wschodzie ale i na południu. Myślałam, że sobie już odpocznę i dalej będzie tlenik, a tu nie, dalej trzeba cisnąć.
Cisnę tak do samych Tychów. Przy wjeździe do miasta łapią mnie pierwsze krople, ale jakoś chyba uciekam chmurze i dalej poziom wilgotności mojego ciała i ubrania pozostaje w szeroko pojętej normie. Patrzę na licznik – to chyba najszybsze 20 km w moim życiu :)
Na Mąkołowskiej przy Mc’Donaldzie, czuję już trochę adrenaliny, trzy grzmoty w niedalekiej odległości podbijają tętno. Ale dalej ścigam się z chmurami, te niestety są już wszędzie, na wschodzie, na zachodzie, za mną i przede mną. Dojeżdżam do Podlesia i niestety musze dać za wygraną. Ktoś odkręca kurek z wodą. Ja chowam się pod daszkiem apteki.
Pada, pada, pada. Zjadam zapasy suszonych moreli, cykam kilka fotek i czekam……
No i doczekuję się. Po pół godzinie niebo się rozjaśnia i chmury znikają.
Wszystko zaczyna parować. Wracam do domu już bez większych przygód.
Z tlenowego treningu zrobił się ….hmmm no właśnie co to mi wyszło? :)
Kategoria Okolice Katowic, 100 i wiecej
Dane wyjazdu:
37.00 km
0.00 km t-żer
02:50 h
13.06 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Podjazdy:835 m
Kalorie: kcal
Rower:
Stożek Wielki już nie taki wielki :)
Niedziela, 4 lipca 2010 • dodano: 04.07.2010 | Komentarze 2
Dziś Murowana Goślina.Niestety mamby w Murowanej dziś nie było.
Ale za to mamba trochę pojeździła po górkach.
Tomek zaproponował Beskidy.
Mamba przystała na propozycję.
Trasa już kiedyś przejechana: Wisła Jawornik – Soszów (asfaltem i niebieskim) – Stożek – Kubalonka – Stecówka – Kubalonka – Wisła Jawornik
Wrażenia:
- podjazd pod Stożek już nie wydaje się taki stromy,
- odcinek ze Stożka na Kubalonkę jest naprawdę warty polecenia, niestety za trudny dla Tomka – myślałam, że mnie zamorduje :)
- strasznie sucho i oponka tylnia się ślizgała, zadbałam o jej dociążenie i rzeczywiście widać było efekty.
Trochę zdjęć, mało, bo bateria w aparacie siadła :)
Kategoria Beskid Śląski
Dane wyjazdu:
80.00 km
0.00 km t-żer
03:35 h
22.33 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Podjazdy:100 m
Kalorie: 1836 kcal
Rower:
Pogoria III i IV
Piątek, 2 lipca 2010 • dodano: 02.07.2010 | Komentarze 3
Rozmawiając ostatnio z Grzesiem uświadomiłam sobie, że jeszcze nigdy nie objechałam dookoła Pogori.Musiałam dziś zawieść plan do pracy, więc postanowiłam przy okazji zahaczyć o tamte tereny.
Katowice - Szopienice - Pogoń - Będzin Zamek - Park Zielona - Pogoria III - Pogoria IV - i spowrotem :)
Trasa fajna, słoneczko nieźle dawało czadu i nóżki udało się w wodzie zamoczyć.
Niestety znów zagadałam się w Przedszkolu, potem zadzwoniła Gosia i też chwilę siedziałyśmy na telefonie, więc szybko musiałam się zbierać.
Treningowo wyszła wytrzymałość tlenowa.
Dziś na Open'erze Massive Attack. U mnie tylko z płyty :)
...
Kategoria Okolice Katowic
Dane wyjazdu:
38.00 km
0.00 km t-żer
01:40 h
22.80 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 568 kcal
Rower:
Czyszczenie i Rybaczówka
Czwartek, 1 lipca 2010 • dodano: 01.07.2010 | Komentarze 0
Po intensywnym weekendzie nastąpił intensywny czas w pracy.Od dziś urlop, więc trzeba było pozałatwiać to i owo.
Dlategoteż dopiero dziś pojechałam na myjnie, umyłam rower, a popołudniu skoczyłam rozruszać mięśnie na Rybaczówkę.
Po 19tej już skawar nie dokuczał.
Jutro większy dystans.
Kategoria Okolice Katowic